środa, 11 listopada 2015

Nasze role, mity, scenariusze. Praca w polu (morfogenetycznym) – orka to czy łatwe plony?



Oryginalnie zwrot - pole morfogenetyczne, stosowany był w biologii rozwoju. Jak podaje – Wikipedia „został również, bez podstaw empirycznych, ekstrapolowany poza tę dziedzinę przez Ruperta Sheldrake'a. W jego definicji jest to: ”wypełniające przestrzeń pole o bliżej niesprecyzowanej naturze fizycznej. Pole to, zdaniem Ruperta Sheldrake'a, nadaje określoną formę organizmom żywym, pełniąc funkcję dodatkowego czynnika genetycznego, oprócz DNA.
Pole to ma też silny wpływ na zachowanie organizmów żywych i ich interakcje z innymi organizmami żywymi”.
Kolejna definicja – formatywna przyczynowość – to według wspomnianego wcześniej Sheldrake`a zdolność organizmu do przekazywania pamięci o powtarzających się zdarzeniach poprzez zapisywanie ich w polu morfogenetycznym, a następnie przekazywanie tej informacji potomkom i innymi organizmom żywym poprzez aktywny kontakt z ich polami.

Według Sheldrakea ten proces można również dostrzec w ewolucji społeczności ludzkiej. W ciągu całej historii swego istnienia my – ludzie, podobnie jak inne formy życia, rozwijaliśmy się starając się cały czas lepiej zrozumieć i opanować środowisko i maksymalnie wykorzystać swoje możliwości. Rozwijamy się, przekraczamy swoje granice, ewoluują nasze emocje – wszystko to zwiększa nasze pole morfogenetyczne całej ludzkości i przyczynia się do jego rozwoju. A to co w nim zawarte i wprowadzone przez jednostki staje się dostępne dla wszystkich. Ponad to pole jest poza czasem i przestrzenią. Więc dostęp do informacji mamy w każdym miejscu i czasie – bez potrzeby kontaktu z osobą, która ją wnosi. Jako przykład tego często pojawia się odkrywanie tych samych wynalazków przez kilka osób w różnych miejscach – nie będących w kontakcie.

Inną tendencją pola jest zmiana pola po tym jak zmieniła się jednostka będąca jego częścią.
Zmiana jednostki wpływa na zmianę pozostałych. Tu pojawia się nazwa „rezonans morficzny” (wydarzenia przeszłe działają również na teraźniejszość, nie zależą również od miejsca występowania), oraz zasada setnej małpy. Lyall Watson w książce Fala życia opisuje swoje odkrycie: kiedy grupa małp poznaje jakieś nowe zachowanie, nagle małpy na innych wyspach, nie komunikując się między sobą w żaden „normalny” sposób, również wykazują znajomość tego zachowania.






Moce pola, czyli co z tego wynika dla nas?

- Jeśli określona liczba osób nabywa jakiejś umiejętności, sposobu funkconowania itd., to jest to dostępne pozostałym – zwiększa to możliwości rozwojowe dla każdego.
- Pola morficzne mogą przenosić się w czasie i przestrzeni i że wydarzenia przeszłe mogą wpływać na inne wydarzenia gdziekolwiek indziej. Przykład: Konie rodeo z kaleczącymi się oo drut z ameryki i kolejne pokolenia nie podchodzące do drutu. Hodowcy stawiali elektryczne płotki zabezpieczające przed wejściem bydła w szkodę. Hodowcy z zachodnich stanów odkryli, że mogą zaoszczędzić dużo pieniędzy, tworząc zamiast prawdziwych płotków ich atrapy – czyli malując pasy w poprzek drogi. Fałszywe płotki działały jak prawdziwe, bo bydło stawało na ich widok jak wryte… Czyżby młodsze cielęta nauczyły się od starszych, że lepiej nie próbować konfrontacji z urządzeniem, które może zadać dotkliwy ból? Chyba nie, bo nawet stada, które nigdy przedtem nie miały do czynienia z prawdziwymi płotkami, unikały tych namalowanych jak ognia.


Wiele metod korzysta z pola: Hellinger, Pop, Maind soul, Totalna Biologia. Ja też korzystam z tej gotowej matrycy energetycznej, nakładam na to pracę z mitem osobistym i w ten sposób używam pola. I tu pojawiają się role – mogą być ukryte pod postacią archetypów – Bogiń, Zwierząt mocy.
Mamy różne role w polu. Rodzę się z potencjałem. Moim indywidualnym darem dla świata. Tym co tyko ja mogę wnieść. Zwiemy to powołaniem. Powoli wytwarzać się zaczynają inne role z rodziny wzięte. Poszukiwanie swojego mitu, to uwolnienie z tych ról.

Scenariusz czyli narzucony nam mit – pochodzący od rodziców, nauczycieli, rodu, kultury itd. Tu
występują role, w które wpadamy. Przykład „bycie tą drugą”, choć nie chcę to wybieram taki moment do działania i sprawdzenia siebie, że ponownie na drugim miejscu ląduje. I scenariusz się odtwarza. Praca w polu ma cel reintegracje mitu. By inaczej go napisać.
W swoim polu mamy wiele ról do wyboru – czasem jesteśmy jedną z nich czasem wieloma. Zdarza nam się na lata utknąć w jednej, bez poczucia dostępu do pozostałych. Np. mocna tak zasysa rola matki. Przekłada się wtedy nie tylko na nasze dzieci ale i na relacji z innymi osobami, na sytuację zawodową. Warto rozpoznać swoje role, by mieć dostęp do większej ich liczby. Co daje więcej opcji działania i realizacji siebie. 







 
Są różne typy ról:
- niektórymi nie lubimy być, wtedy inni je dla nas realizują.
– są takie, których nie wiemy, że mamy, ale dają o sobie znać – synchronizują się z naszym polem w ten sposób że podobają się nam u innych, zazdrościmy ich. Czego zazdrościsz – jest w polu – zasłonięte ukryte, ale jest. Tej roli jeszcze nie bierzemy – też innym ją oddajemy.
- rodzinne role – Hellinger tłumaczy to inaczej – to oczywiście inna działka. Tu mam na myśli co innego. Każda rodzina to pole i różne role tam się pojawiają. Nasi rodzice mają role i nam je wyznaczają w polu rodziny ale i w pojedynczych relacjach z każdym rodzicem. Dzieje się to poprzez ich oczekiwania wobec nas, interakcje jakie z nimi tworzymy, lub poprzez gry w jakie jako rodzina ze sobą gramy. Role to co innego niż osoby. Ja nie jestem wujkiem Zygmuntem ale mam tę samą energię co on – mam te role co on, robię to inaczej ale rolę biorę.
- Mogę też korzystać z ról jakie już w polu były albo one korzystają ze mnie jeśli ich nie znam. W końcu nieznajomość historii powoduje jej powtarzanie się. Znając lub poszukując mogę dotrzeć do mocy ogrodniczki – jaką dysponowała moja prababcia. Czy też daru gotowania innej kobiety z rodu. Umiejętności handlowych, silnej woli i wielu innych.
- podgrupą ról rodowych są role matki i ojca. Przed utknięciem w miejscu tych ról ostrzega wiele bajek. Rozpoczynają się one od tego że jest dom rodzinny – dziecko i ciężko pracujący rodzice. Odchodząc i pozostawiając dziecko samo, ostrzegają: „Nie odchodź za daleko”, „Nie wychodź za sad”, „ Nie przekraczaj pola, nie idź do lasu” … Oczywiście najciekawsze są te bajki, gdzie bohater, czy też bohaterka nie posłucha i wyjdzie poza pole określające bezpieczną przestrzeń rodziny. Natychmiast pojawia się coś strasznego, bohaterk/ka ucieka, musi się bronić, coś odnaleźć, odzyskać, gdzieś dotrzeć. Jednym zdaniem ma wiele przygód. Powraca do domu rodzinnego zwycięsko, ale już po przemianie. Z bogactwem nowych umiejętności, z wieloma nowymi doświadczeniami. Ma to czego w domu rodzinnym nie udało by się uzyskać. Analogia do ról rodowych nasuwa się sama. Dają one wybór ale ograniczony do pola rodziny, cała masa ciekawych, czasem niebezpieczniejszych opcji znajduje się za progiem rodzinnego poletka. Wyjście za ten płot daje dostęp do osobistego pola nie zabarwionego rodem. Fajnie poznać to miejsce.
- Mamy też role postrzegane w polu wiedzącym metodą Hellingera, nie będę tu o nich pisać. Wiele bowiem już publikacji na ten temat funkcjonuje.










Co daje praca w polu w moim poczuciu:
- pole jest poza czasem i przestrzenią – oznacza to że wszystkie historie dzieją się tu i teraz. Ta scena z dzieciństwa nadal się odgrywa, wystarczy podobieństwo scenerii, by się scenariusz odpalił
- jest nieintencjonalne, nie robi nam na złość, nie kieruje swoimi intencjami. Jest i działa według swoich zasad. Znając je możemy z niego korzystać
- pole pokazuje co ma, a nie co mi, lub klientowi chce się widzieć. Często jest pomysł na to co będzie, a tu a kuku i inna historia się odpala. Bowiem głowa w ograniczony sposób interpretuje według swego widzimisię. I swego mitu, a tu nie ma co ogarniać i interpretować, pole pokaże najlepszą opcje – samo się odsłoni. Daje więc wgląd bez głowy i jej interpretacji naszych doświadczeń, i tego co nas ogranicza – tożsamości, subiektywizmu. Tu moc obiektywnego oglądu. Terapeuta więc nie interpretuje, nie przypina metki klientowi tylko obserwuje i opisuje pole
- umożliwia dotarcie do nowych, ukrytych zasobów
- poszerzanie swojego ja, swoich potencjałów
- pole to wielość – tu można po wszystko sięgnąć
- rozpoznanie i uelastycznienie przechodzenia z roli do roli. By móc z różnych korzystać, nie utykać gdzieś. By one nam się świadomie działy a nie byśmy w nie wpadali. Przykładowo w roli dziecka, kiedy sytuacja zaczyna przypominać nam scenę z dzieciństwa.
- szybkie przepracowanie tematu, wyjście z Ja i sięganie po nowe,
- myślę, że tu wgląd dzieję się szybciej bez wielu godzin spędzonych na rozmowie
- odzew innych jest również ważny – zyskujemy tu wymiar pracy z grupą.
- integracje tego co obce, poprzez prace w polu bierzemy np. siłę, moc, materię, powoli poznajemy jakie to role w nas i się nimi możemy stawać
- poszerzanie świadomości, tożsamości jeśli pracujemy z kartami – o aspekt mitu – nowe tożsamości. Przykładowo kobiece – używając talii bogiń. My mamy ograniczony zakres kulturowych ról kobiecych - dziewica, matka, dziwka. A tu taki poszerzony aspekt.
- bycie w ciele, nie w głowie więc i z ciała emocje wyciągamy nie tylko głową omawiamy ale i na poziomie doświadczenia pracujemy równowaga wglądu i doświadczenia. Ale i w ciele multum zapisane emocji mamy, jeśli je tylko omawiamy to one nie puszczają. Coraz więcej technik na ciało zwraca uwagę. Tu np. traumy zamrożenia, bóle emocje wczesno - dziecięce
- rozpoznanie ja pośród ról wyjście z tygla tego i widzenie siebie z boku z dystansu.
- Zmiana historii, mitu – tworzenie nowego – zasada 100 małpy – ileś zrobi to się zmieni i wejdzie w pole) – i tu powraca temat wykładu – orać trzeba – bowiem przez wieki historii sporo min na polach posadzonych. Będzie tu kiedyś piękny sad, ale nie wyrośnie on przecież z jednego nasionka.

To nie wyczerpuje tematu, tego co daje praca z polem. Nie jest to również równoznaczne z poznaniem zasad działania pola. Moim celem było jedynie opisanie tej akurat opcji pracy, z założeniem takim, że teren jeszcze mało znany, ale zgodnie z zasadą pola i więcej osób rusza w pole tym łatwiej je przemierzyć.



„Kultury Bogiń – tradycja, mądrość, wiedza – współczesne kontynuacje, czyli ścieżki rozwoju duchowości kobiecej we współczesnej kulturze”.





Dawno, dawno temu istniała piękna pokojowa kraina rządziła nią mądra królowa – Rihana królestwo żyło w pokoju obfitości, celebrowano przyrodę, a ziemia dawała obfite plony. Mąż królowej wyruszył na wojnę przeciwko niej – postanowił zabrać jej święte byki, oraz władze w jej krainie. Królowa wygrała bitwę, ale nie by pokazać mężowi, że jest lepsza ale że jest mu równa. Oddała mu jego własność, osadziła się na swojej wraz z pozyskanym dla jej siły szacunkiem mężowskim. I kraina kwitła dalej. Rajska kraina.

W innym miejscu słońce wpadło przez ażurowe okna napełniając swym czerwonawym blaskiem porannym alabastrowe ściany. W świątynnym kompleksie powoli rozpoczynał się nowy dzień. Kapłanka – na krecie w pięknych szatach przechadzała się po kompleksach świątynnych. Zmierzała w stronę głównego placu, by odtańczyć swój taniec dla bogini. Po zakończeniu rozejrzała się po miejscu, gdzie codzienności towarzyszyła sztuka, piękna architektura – wyrastająca ponad kulturę ówczesnej europy. Wokoło wszyscy powoli wykonywali swoje zajęcia: wytwarzanie olejków, eliksirów, odprawianie rytuałów, celebracji, uprawa roślin. Kolejny Raj na ziemi.
Była też pewna wyspa, gdzie mieszkały również kapłanki, kraina o której cuda opowiadano. Dostęp do niej mieli tylko wybrani. Tylko z przewodnictwem kapłanki można dotrzeć do niej było. Wyspa zwała się Avalon. Świętą rośliną były tam jabłka. Od jabłka do raju już niedaleko.

Słowiańskim Avalonem, gdzie leży raj była wyspa, gdzie biały kamień zawsze jest gorący. Na kamieniu w wodzie siedzą trzy piękne dziewczyny i płótno tkają. Kraina również słynie z cudów, to miejsce przemiany pielgrzymek duchowych. Wyspa zwie się Rugią.

Krainy w różnych miejscach położone mają wspólny mianownik: kultury pokojowe, piękne, idealne. Matriarchat – czyli kultury wielkiej matki, duchowość nosiła żeńską twarz. Kobiety pełniły kapłańskie funkcje. W wielu mitach wymieniany, w wielu kulturach do dziś opowieści krążą o raju utraconym.






Historycznie - 10-8 tys. lat p.n.e. zadziała się wielce znacząca dla naszego rozwoju „rewolucja neolityczna". Przełom w rozwoju człowieka i jego kultury – początek osiadłego życia, budowa osad i uprawa roślin. Początek tego zjawiska upatrujemy w pasie tzw. Żyznego Półksiężyca, w tym kraina Anatolii (tereny dzisiejszej Turcji), tam rozkwitał kult Wielkiej Bogini. Matka ziemia źródło życia i pożywienia stała się obiektem kultu. Cykliczność natury podkreślał cykliczny kalendarz. Jaki również w wielu kulturach agrarnych pod wieloma postaciami istniejący Święty król. Wybranek Bogini, matki. Mąż który co roku umierał i odradzał się na nowo. Wiele Bogiń, wiele imion, odmienne rytuały, piękne zabytki, tradycje trwają w opowieściach, nazwach miejsc, mitach, a także w zabytkach materialnych mają swój wyraz. Jeśli tylko patrzeć tamtymi oczami potrafimy.
Wracając na naukowy szlak:
Matriarchat – hipotetyczny, hierarchiczny ustrój społeczny i polityczny, w którym władzę sprawują kobiety. Termin ten został wprowadzony przez Johanna Jakoba Bachofena w 1861 roku w jego dziele Das Mutterrecht. Dowodem na brak matriarchatu jest kultura grecka – gdzie czczono wiele bogiń, pomimo to pozycja społeczna kobiet była tam niska.
(Wikopedia)

„Obecnie wśród antropologów i socjologów panuje konsensus, że matriarchat w formie zaproponowanej w XIX wieku nigdy nie istniał. (Wikopidia)

Wracam więc na drogę hipotezy, poczucia. Grecja to kraina kultury męskiej – od matriarchatu odeszła już daleko. Wzorce Bogiń czerpała z bogatej kultury m.in.. Kreteńskiej, Przed helleńskiej.
Mamy więc tu elementy kultu Bogiń ale w bardzo okrojonej formie tylko kultu religijnego, bez całej filozofii życia społecznego jaka była ważną częścią kultur bogicznych. Ale o tym nieco później.







Nauka swoim spojrzeniem z rdzeniem twardych teorii, raz obranych i już niezmiennych, bo by się cały gmach teoriami murowany zawalił. Czyli raz postawione cegiełki nie da się wymienić. Postrzega inaczej nieco matriarchat i te czasy, które odeszły. Archeologia bada martwe zabytki, to, co jest, widoczne. Nie patrzy na skały, drzewa, ukształtowanie terenu, nazwy miejsc. Nie dostrzega subtelnych nici powiązań. A na to właśnie patrzyli ówcześni ludzie – nasz problem to, że nie patrzymy okiem epoki tylko z tego poziomu, na jakim jesteśmy. Oceniamy coś w naszym kontekście. Będąc w różnych miejscach pradawnych zadziwiały mnie opisy jedno widziałam – patrząc na obiekt - inny był opis owego obiektu. Co nie pasuje się omija, reszta tłumaczy się konwencjonalnie. Przykład Kreta – pałace Knossos – przewodnik oprowadza rosyjską wycieczkę. Pokazuje sale tronową i mówi – tu siedział i rządy sprawował car. Kilka komnat dalej odnajduje taka co to symboliką jasną do carycy pasuje, i określa ten pokój miejscem, gdzie caryca z dworem swoim siedziała. Ot kulturowe okulary. Podobnie wiele rzeźb w wielu muzeach, kościołach jest zdegradowanych, posągi bogiń określa się mianem kultowych kamieni, choćby gdańskie baby kamienne. Historia czasem mi się wydaje jest kształtowana według widzimisię –nauka, co weźmie do rdzenia, już uznaje za potwierdzone i nie do obalenia. Kolejne elementy pod dane teorię się podkłada. Archeologia to martwa materia, badana i postrzegana oczami naukowców – przykładem znów jest pałac minojski na krecie, komnata króla królowej pałac. Pasuje do naszych europejskich standardów. Od niedawna mówi się o kompleksie świątynnym i rządzących nim kapłankach.




Na szczęście sama ziemia powoli zaczyna do nas przemawiać. Wieki stało Stonehenge i było tam samotne. Ograniczony sposób opisywaliśmy je – jako obserwatorium słońca. Odkopano kolejne elementy patrzenie się zmieniło Aktualnie podoba mi się teoria, że jest to na pamiątkę odchodzących w mroki wieków kultur księżyca. Piękne połączenie było obu tych elementów tutaj. Równowaga żeńskiego i męskiego. Księżyca i słońca. Pojawiają się również w jego okolicy dodatkowe kręgi – dodatkowe informacje.
Wychodząc poza ścieżki archeologii, matriarchat różnie był postrzegany – kobiety dominują, mężczyźni nic nie znaczą. Ciekawie patrzenie na czasy, gdy walka z naturą wymagała siły fizycznej. Przecież te piękne i święte kobiety same sobie wszystkich domów nie zbudowały. Patrząc w mity i legendy nie ma powodu by uznać powyższą definicję za prawdziwą. Raczej jest to kolejna krzywdząca opcja dla czasów Wielkiej Bogini.

Z wszelkich opowieści wyłania się raczej inny obraz. Matriarchat - był to kult życia. Szanowano każdą jego formę. Panował cykl trzech bogiń – Narodziny, życie i śmierć. Życie z nim zgodne płynęło, bez negacji żadnego z tych aspektów (w przeciwieństwie dzisiejszej kultury negującej to co śmiertelne). Wszystko zgodne było z cyklem, z przyrodą, fazami księżyca. Kobiety były strażniczkami kalendarza, ich cykl miesięczny go wyznaczał. Sadziły rośliny, dawały życie. Kultura była kulturą słowa nie pisma – więc bez zapisów, to co sakralne przekazywano inaczej. W ramach inicjacji i wtajemniczeń. Choćby eleuzyńskie misteria– tajemne, do dziś rekonstruujemy – a to jedne z ostatnich, jakie były. Badanie tej kultury szkiełkiem mędrca przypomina rozprawy naukowe nad naszą kobieca anatomią pisane przez męskich naukowców. Pierwsi z nich uważali że kobieta to mężczyzna do środka znaczy ma penisa ale wewnętrznego. To tak na marginesie. 








Kobiecą anatomie sklasyfikowano opisano i zaniedbano dalsze badania. Niedawne badania prowadzone przez kobiety malują nam daleko bardziej skomplikowany obraz naszej anatomii. Dodatkowo pojawiają się subtelne połączenie między mózgiem a nerwem miedniczym. Podobnie z badaniem kultur bogiń tych co je opisują wypisuje się z grona poważnych naukowców.

Jaka więc jest historia? Bogiń jest trzy, jedna wiele?
Wielka matka była jedną boginią o wielu twarzach. Bardzo rozpowszechnił się wizerunek bogini o trzech postaciach. Reprezentowały one trzy etapy życia kobiety, trzy aspekty funkcjonowania, trzy kolory. Dziewica, Matka, Starucha. Kolory im przynależne kolejno to biały, czerwony i czarny. Powiązane to oczywiście jest z fazami księżyca. Cyklem przyrody.
Doprawdy trudno wielość taką w słowa ubrać.








Od neolitu towarzyszy nam Wielka Matka i trudno słowem oddać, jakie były odczucia ówczesnych jej wyznawców, jak wielkie poruszenie kontakt z nią wywoływał. Z nią i z jej emanacją w przyrodzie. Pomijam bogactwo symboliki bogicznej, tradycje – z racji tematu, opisze jeszcze tylko to, co wyłania się z prawieków – czyli jak funkcjonowała taka kultura – i jaką mądrością do dziś może się z nami dzielić.





- Kultura nakierowana była na życie – święty był każdy jego przejaw.
- Przyroda, jako emanacja bogini była uświęcona, cały krajobraz miał symboliczne i sakralne znaczenie. Człowiek był częścią natury.
- Ciało również było uświęcone, każda kobieta miała w sobie aspekt wielkiej bogini.
- Kobiety były święte, jak i mężczyźni – postrzeganie relacji było sakralne – nie przedmiotowe.
- Kobiece łono miało moc dawania życia, było to też miejsce kontaktu z wielką boginią. Seksualność zatem wiązała się z bogatą symboliką, wielką mądrością, ale i przyzwoleniem sobie na przyjemność, jaka z doświadczenia ciała i wspólnego bycia płynęła. Z prawieków mówią do nas o tym posągi bogiń Wagin, lub słynne Shila na GIG – reprezentujące moc łona wraz jego aspektem ochronnym, dającym życie, niosącym moc kobiecą.
- Seks był źródłem radości, nie frustracji. Boskość i seks nie stały w konflikcie – choćby Święte ladacznice.
- Analogia zbiorników na zboża i kobiecego łona. Ziarno siane dawało plony, zbiorniki łona to rodzenie dzieci. Mamy więc analogię plonów, dzieci. Z tej samej energii mogą się w nas i dzieci i plony czy idee rodzić.
- Plemienne życie, kobiety w grupie, współdziałanie, karmienie się sobą, wiele rytuałów, wzajemne wspieranie.
- Bycie w ciele, zmysłach, czuciu, działaniu, przepływie. Nie w odcięciu głowy z logiczną analizą, spekulacją.
- Zwracano się do Mądrości cyklu – uznawano kobiety za będące wtedy za słabe i potrzebujące męskiej ochrony ale jednocześnie za te które wiedzą. Kiedy kobiety miały czas na księżycu – mężczyźni zwracali się do nich po rady. Były one wtedy bliżej kontaktu z innymi wymiarami, jak by na granicy przenikania się światów. I z tamtego stanu niosły one informacje i rady dla swojej osady, wioski itd.
- Kobiety prowadziły inne kobiety, cykl inicjacji, nauka bycia kobietą, poszanowanie i rady od starszych od siebie,
- Kult przyrody święte głazy, wody, drzewa. Powodował, że zanurzeni byliśmy w sakralnym, pełnym znaczeń świecie.
- Również bogata symbolika przedmiotów codziennego użytku i wysoko rozwinięta potrzeba zdobienia swojego otoczenia, domu sprawiała, że otoczeni sztuką i piękną kulturą żyliśmy w nieustannym karmieniu się pięknem.

Bajka? Może. Realnym jednak było, to że nastała nowa epoka. 





           Lilith ofiarowująca Ewie jabłko - symbolika przypomnienia tego, co już zapomniałyśmy



To, co duchowe kobiece zostało uśpione na kilka wieków.
I właśnie tam - na dnie wieków należy mocy kobiecych poszukiwać. Podobnego zdania jest Angelika Aliti Namawiając by kobiety poszukiwały swej mocy w przeszłości, w swej książce: "Dzika kobieta" pisze: "nie znajdziemy jej, jeśli nie udajemy się przez tysiąclecia w podróż w przeszłość, w świat, który jedynie na pierwszy rzut oka wydaje się pogrzebany... W naszej pogrzebanej, przemilczanej i zaprzeczanej przeszłości zawierają się wskazówki, jak mogłybyśmy odnaleźć na nowo drogę do źródła kobiecej energii".
Mamy możliwość powrotu od mądrości rytuałów, sięgnięcia do tego czego uczą nas mity. Sięgania ponownie po moc przodkiń.
Mocą i mądrością była ideologia i dziś możliwy jest:
- Kult i świętość ciała, uszanowanie bycie w ciele nie na zewnątrz.
- Zdrowa, bo święta seksualność
- Bycie w swoich cyklach – celebrowanie miesiączki, cyklów przyrody święta dobrane do kalendarza przyrodniczego zimą czarne boginie latem czerwone itd.
- Współdziałanie kobiece – kręgi, spotkania, wspólne ceremonie kobiet dla kobiet
- Działanie po kobiecemu


Kobiety potrzebują mieszkać w ciele, potrzebują rytuałów, potrzebują innych kobiet – innych to tożsamości kobiecych niż matka. Tylko od nas zależy czy sięgniemy do tego wielkiego zbiornika kobiecej spuścizny, i zaczerpniemy z niego.


wtorek, 10 listopada 2015

Jesienne refleksje - wędrówka śladami Bogini




         Kolejna jesień – i znów czas zatrzymania. Uspokojenia, większej refleksji. Wsłuchania w siebie. Bywa trudny to czas bo z pędu z zewnątrz wpadamy nagle w siebie bez ostrzeżenia zderzamy się z własnym odbiciem. Czy jesteśmy czy nie jesteśmy gotowi.
Czas wakacji zakończony, to co nie przepracowane woła teraz wielkim głosem. Uwagi i energii się domagając. To co przeciągane, z leku przed końcem, przed konfrontacją teraz ostatecznych rozstrzygnięć się domaga.
         W mroku jesieni wszystkie strachy w kątach pochowane odważniej podnoszą swoje głowy. A kurz spod dywanu – czyli wszystko, to co tam latem poukrywaliśmy spokojnie rozwiewa się po całym pokoju. Taki to czas, kiedy każdy balast zbędnych wspomnień, niedomkniętych sytuacji, niewyrażonych emocji zaczyna ciążyć i utrudniać kolejne kroki.








Zwycięża ciało o swoje się domagając – zmęczeniem, smutkiem, czy chorobom nas z pędu wytrąca. Zachęca do zatrzymania. Popatrzenia wstecz, w głąb. Bardziej, spokojniej. Taki teraz czas próby – pięknie to jesienne mity opowiadają. Kora – niewinne radosne dziewczę – wolne od mroku, upajające się zapachem kwiatów i blaskiem słońca rozpoczyna swoją wędrówkę na spotkanie mroku. Nagle – bez przygotowania. Po prostu ziemia się pod nią rozstępuje. Różne są opcje tego mitu – ta późniejsza głosi iż porywa ją król podziemia na swoją małżonkę i panią królestwa umarłych. Te wcześniejsze mówią o trzech boginiach a raczej trzech aspektach tej samej bogini. Ta podziemna to czarna bogini – związana z śmiercią przemianą. Wejście Kory do podziemi to integracja Białej – dziewiczej, oraz Czarnej staruchy – Bogini.





Jedna w drugą się przemienia, cykl idzie dalej i dzięki temu trwa życie. Ale też zmiana imienia Bogini sugeruje inicjację, która się dokonała. Kora wchodząc do świata podziemnego przemienia się w Persefonę. Z Białej w Czarną. Z czarnej w białą – na każda wiosnę bowiem bogini powraca.
Brak tu jeszcze wątku czerwonej bogini by cykl był pełen.
Mamy Demeter archetyp matki, która poszukuje wytrwale swojej córki. Ja wolę jednak ten aspekt czerwonej który sama Persefona reprezentuje. Kiedy to powraca z podziemi z krainy mroku i śmierci, nie powraca sama. Pojawia się i ukazuje co roku swoim poddanym w ramach Misteriów Eluzejskich z dzieckiem na ręku. Z największego mroku, rodzi się dziecko, światło.
Mit który kiedyś uznawałam za smutny – dramat rozdzielenia matki i córki, mocno pobudzał moją dziecięca wyobraźnię – stał się piękną metaforą jesiennej wędrówki. Czasem dopełnienia siebie, odejścia od rodziców, i odnalezienia własnego dziecka – idei. Wejścia w rolę tej, która wie.
Dlatego teraz mrok nas ogarnia – woła nie lęki i niemoce ale ta idea, światło w największym mroku ukryte. Niczym mityczni bohaterowie albo na wzór bogiń możemy teraz powędrować w mroki – zmierzyć się z lękami, odciąć przeszłość, wyjść poza swoją tożsamość, swoją strefę komfortu.

 






Spotkać mrok, rozpuścić się w nim. Co jeśli nie starczy nam sił? Jeśli mrok nas pochłonie? Na szczęście w mroku światło się skrywa. Kiedy wydaje się nam że już nie mamy sił, dalej nie damy rady – mrok się rozświetla, idea ukazuje naszym oczom. Dotykamy swego źródła. Docieramy do kresu. Dlatego w największym mroku celebrujemy światło. Dlatego w miesiącu grudniu, kiedy to mroku mamy najwięcej jest święto Bogini światła oraz święto odrodzenia słońca.
Tu wiele filmów się kończy napisem Happy end. I tak nam się koduje że odkrycie to już sukces. Można się tu zatrzymać zasilić, celebrować ten moment. Ale nie da się zapomnieć tego, że teraz oto czeka nas droga powrotna. Żmudne wydobycie się z najgłębszego mroku. Ostrożnie tak by delikatnie nasz odkryty dar wynieść na powierzchnię. Ale na to mamy już całą zimę. I będzie o tym kolejna opowieść.