sobota, 13 września 2014

Bajka - czyli dawno, dawno temu...



Żyło sobie zwyczajne małżeństwo. Mąż miał na imię Jan, a żona – Helena.
Wracał mąż po pracy do domu, siadał w fotelu o oglądał telewizor lub czytał gazetę. Żona jego, Helena, przygotowywała kolację. Podając mężowi kolację, ciągle burczała, że on w domu nic pożytecznego nie robi, pieniędzy mało zarabia… Jana denerwowało burczenie żony. Ale nie odpowiadał jej obraźliwie, tylko w myślach sam do siebie mówił: „Sama – leń i flejtuch, a jeszcze innych poucza. Kiedy braliśmy ślub, była całkiem inna – piękna i czuła”.
Pewnego razu, kiedy zrzędząca żona zażądała, żeby Jan wyniósł śmieci, on, z niechęcią odrywając się od telewizora, poszedł do śmietnika. Wracając, zatrzymał się pod drzwiami i w myślach zwrócił się do Boga:
- Boże mój, Boże mój! Nie układa się to moje życie. Czy całe wieki będę się męczył z tą zrzędliwą i brzydką żoną? To męczarnia, a nie życie.
I nagle usłyszał Jan cichy głos Boga:
- Mój synu, twojemu nieszczęściu mógłbym zaradzić: piękną boginię za żonę tobie dać, lecz jeśli sąsiedzi zobaczą nagłą odmianę twego losu, to w wielkie zdumienie wpadną. Zróbmy tak: ja twoją żonę stopniowo będę zmieniał, wcielając w nią ducha bogini i poprawiając jej wygląd zewnętrzny. Ale zapamiętaj również to, że gdy z boginią chcesz żyć, to i twoje życie godne bogini winno być.
_ Dziękuję Ci, Boże. Dla bogini to każdy mężczyzna swoje życie zmieni. Powiedz mi tylko: kiedy zmiany w mojej żonie zaczniesz robić?
- Nieznacznie zmienię ją już teraz. I z każdą chwilą będę dokonywał zmian na lepsze.




 

Jan wszedł do domu, usiadł w fotelu, gazetę wziął do ręki, znów włączył telewizor. Lecz jakoś mu nie idzie to czytanie ani oglądanie. Niecierpliwi się, by spojrzeć – czy chociaż ciut, ciut się zmienia jego żona?
Wstał, otworzył drzwi do kuchni, ramieniem oparł się o futrynę i uważnie zaczął się przyglądać swojej żonie. Stałą odwrócona plecami i zmywała naczynia po kolacji. Helena poczuła wzrok na sobie i odwróciła się do drzwi, Ich oczy się spotkały. Jan, patrząc na żonę, myślał: „Nie, żadne zmiany w mojej żonie nie zaszły”. Helena, widząc niezwykłe zainteresowanie męża i nic nie rozumiejąc, odruchowo poprawiła swoje włosy. Rumieńcem oblały się jej policzki, gdy zapytała:
- Co ty, Janie, tak mi się przypatrujesz?
Nie wymyśliwszy nic lepszego, Jan odrzekł:
_ Może pomóc ci naczynia zmywać? Tak mi jakoś przyszło do głowy…
- Naczynia? Pomóc mi? – cicho pytaniem na pytanie odpowiedziała zdziwiona żona, zdejmując upaćkany fartuch. – Już je właśnie umyłam.
„No tak, dosłownie w oczach zachodzą u niej zmiany – pomyślał Jan – raptem piękniejsza się zrobiła”. I sam zaczął wycierać naczynia.
Na drugi dzień z niecierpliwością spieszył Jan po pracy do domu. Ach, jak bardzo chciał popatrzeć, jak w boginię przemienia się stopniowo zrzędliwa żona. „Może dużo już jest z niej bogini? A ja wciąż taki sam jak dawniej. Na wszelki wypadek kupię kwiaty, by przed boginią nie wyjść na idiotę”. Otworzył drzwi do domu i osłupiał z wrażenia. Przed nim stała Helena w wyjściowej sukni, tej samej, którą kupił jej rok temu. Elegancko uczesana, ze wstążką we włosach. Zmieszany, niezdarnie podał jej kwiaty, nie odrywając wzroku od Heleny.
A ona wzięła kwiaty, wydała cichy okrzyk zaskoczenia i, opuszczając rzęsy, oblała się rumieńcem.
„Ach, jakie przepiękne rzęsy mają boginie! Jakie są wrażliwe! Jakie niezwykłe jest ich wewnętrzne piękno i zewnętrzny wygląd!”
I Jan z kolei wykrzyknął z zaskoczenia, widząc na stole zastawę od serwisu, dwie zapalone świece i dwa kielichy do wina oraz dania kuszące boskim aromatem.
Kiedy oboje usiedli za stołem, Helena nagle poderwała się, mówiąc:
- Przepraszam, zapomniałam włączyć ci telewizor i podać dzisiejsze gazety.
- Nie trzeba włączać telewizora, czytać gazet też mi się nie chce, nic w nich nowego – odpowiedział Jan szczerze. – Lepiej powiedz, jak chciałabyś spędzić jutrzejszy dzień?
- A ty? – zapytała zdumiona Helena.






 Przez przypadek kupiłem dwa bilety do teatru. Ale w dzień może zechcesz się przejść po sklepach. Jeżeli mamy iść do teatru, to trzeba najpierw pójść do sklepu i kupić ci odpowiedni strój.
Jan o mały włos ledwie nie powiedział: „strój godny bogini”, zmieszał się, spojrzał na żonę i aż krzyknął z zachwytu. Przed nim za stołem siedziała bogini. Twarz jej szczęściem promieniała i blask miała w oczach. Tajemniczy uśmiech był nieco pytający.
„O Boże, jakże przepiękne są jednak boginie! I jeśli pięknieje one z każdym dniem, to czy ja potrafię być godny bogini? – myślał Jan i nagle jak błyskawica poraziła go myśl: - Muszę zdążyć! Zdążyć, dopóki bogini jest obok. Muszę ją prosić i błagać, żeby zechciała urodzić moje dziecko. Ja będę jego ojcem, a matką przepiękna bogini”.
- O czym tak myślisz, Janie, skąd ten niepokój na twojej twarzy? – Helena zapytała męża.
A on siedział zaniepokojony, nie wiedząc, jak wyrazić najskrytsze marzenie. Czy to stosowne: prosić boginię o dziecko?! Takiego prezentu Bóg mu nie obiecywał. Nie wiedział, jak ma powiedzieć o swoim pragnieniu, wstał więc z krzesła i, międląc w palcach obrus, wydusił z siebie, oblewając się rumieńcem:
- Nie wiem… Czy to możliwe… Ale ja… powiedzieć… chciałem…Dawno… Tak, ja chcę mieć z tobą dziecko, przepiękna bogini.




 

Ona, Helena, do Jana – męża podeszła. I z oczu przepełnionych miłością łzy szczęścia spłynęły po jej policzkach. Położyła mu rękę na ramieniu, a jej oddech gorący rozpalił w nim namiętność.
„Ach, cóż to za noc była! A ten ranek! I ten dzień! O, jak przepięknie żyć z boginią!” – myślał Jan, ubierając na spacer drugiego wnuka.

„Energia życia” Władimir Merge
Siódma książka z serii: Dzwoniące Cedry Rosji