sobota, 8 listopada 2014

Bogini Sedna, czyli droga na samo dno i wybór, jaki wtedy przed nami jest postawiony jestem ofiarą czy składam coś w ofierze?



Sedna to inuicka Bogini morza oraz istot w nim mieszkających. Symbolicznie ze względu na głębiny mórz jest to też bogini świata podziemnego.Wiele wersji tej opowieści spotkałam.  


 


W jednej z nich Sedna była córką ważnego członka społeczności eskimoskiej, o znacznym wpływie i bogactwie. Wybrał on oczywiście odpowiedniego kandydata na męża dla niej – równie bogatego. Jednak Sedna wcześniej już sercem wybrała swojego partnera, – na jej nieszczęście był to biedny, niewiele w oczach jej ojca znaczący młody człowiek. Ojciec pomimo błagań i płaczów nie zgodził się na ich związek i zaczął przygotowania do zaręczyn córki z własnym kandydatem. Sedna nie wyobrażając sobie życia z nim, postanowiła z ukochanym uciec. Jednak ojciec odnalazł ich szybko. Za okazanie nieposłuszeństwa i zhańbienie go przed całym plemieniem – ojciec za karę odciął córce dłonie i stopy, a następnie z wysokiego klifu zrzucił ją ze skały do morza. Sedna wylądowała na dnie morza. I tu następuje moment zwrotny – mogła by zostać ofiarą ojcowskiego czynu i umrzeć z żalem do niego i świata albo – w drugiej opcji – jaką wybrała intencjonalnie złożyła siebie w ofierze – oddała swe ciało na pokarm dla zwierząt morskich – wtedy nastąpiła transformacja – przemieniła się w boginię.

Historia stara, ale nadal prawdziwe jest jej przesłanie – ścieżka, jaka prowadzi od ofiary do ofiarowania. Sami dokonujemy wyboru, w jakim miejscu tej drogi staniemy. Czy zawędrujemy do końca z dna na wyżyny, czy też zatrzymamy się w jakimś jej miejscu.
Popatrzmy na wyżej opisaną historię – momentem zwrotnym na drodze ku dołowi jest moment wypowiedzenie przez Sedne intencji. Intencja czasami jest jedyną rzeczą, jaka nam pozostaje. Poddaje się czemuś większemu ode mnie z poczuciem zaufania, że prowadzi mnie to w dobrą stronę. Rezygnacja z tego, że ktoś się mną zaopiekuje, za mnie zadecyduje. Intencja to moment własnej decyzji. Staje po stronie siły, nie słabości.






Droga ku dołowi jest częstym określeniem naszej drogi rozwoju. Od idealizmu, postrzegania świata w swój własny sposób,  ku spostrzeganiu go w sposób obiektywny i przyjęciu takim, jakim jest. To kolejny element na ścieżce ofiary. Kolejna próba – czy utknę w obrazie przez siebie stworzonym, oczekując od innych, że będą mnie bronić, od konsekwencji nie przestrzegania zasad tego realnego świata. Czy też wyjdę ze swojej skorupki i poznam reguły tu rządzące? Wtedy też magicznie może zmienić się postrzeganie. To nie świat działa celowo przeciw mnie konkretnie. To po prostu są większe wzorce, – jakim podlegają prawidła tego świata a wraz z nimi ja również.

Kolejny krok na tej drodze – zmierzenie się z trudnymi dla nas emocjami, nie uciekanie od nich. Sedna okaleczona przez ojca, osobę, która miała ją kochać i się nią opiekować – w swej drodze na dno morza odczuła całe spektrum emocji poprzez żal, zaskoczenie, ból, odrzucenie, szok, niezrozumienie, niezgodę, złość pod tym wszystkim kryje się wielki lęk, jaki towarzyszy często ofiarom – bycie samotnym, opuszczonym i bezsilnym.
Aby odciąć się od tych dwóch ostatnich, często zgadzamy się na pozostałe bolesne emocje, bolesne doświadczenia.

Jeśli emocje są zbyt silne zamrażamy je zastygamy, upychamy w ciele. By móc wykonać kolejny krok trzeba pozwolić by emocje te powróciły do nas. Inaczej niczym sedna nasza ręka przestaję być już naszą ręką – bowiem zakodowane tam bolesne emocje sprawiają że odcinam się od niej. Ten proces wycofywania z ciała kończy się często, kiedy kobieta zamieszkuje już tyko swoją głowę. Z tego miejsca trudno o poczucie bezpieczeństwa i zaufanie, które pozwalają nam na dopuszczenie do siebie poczucia niemocy. Na wyrażenie jej.

Przyzwolenie na poczucie bycia opuszczoną. Nie moc uświadomienia sobie tych dwóch stanów zatrzymuje nas na samym dnie morza. Wiele działań i lat może minąć rzekomo na powierzchni, ale większy kawałek nas, z jakim tracimy coraz bardziej kontakt leży coraz bardziej zagubiony i w niemocy na dnie, na jakim go dawno temu porzuciliśmy. W tym miejscu potykamy się bardzo o przekonanie, że nie zasługuję na poczucie bezpieczeństwa, albo też, że jeśli poproszę o pomoc to zostanie moje poczucie słabości wykorzystane.

Niemoc to ważny etap nawet, jeśli trwa kilka sekund warto pozwolić sobie być w nim w pełni. Intencja niczym zaklęcie pojawia się zaraz po nim.

W innej wersji tej powieści Sedna miała wielu kandydatów na męża jednak odrzucała ich po kolei, nie mogąc się zdecydować. Bądź też spodziewając się czegoś lepszego. Wybiera w końcu myśliwego, który obiecuje jej wielki dostatek. Po ślubie jednak okazuje się, że wybranek jest królem ptaków mieszkający na odległej wyspie. Sedna jest tam samotna. Obiecany dostatek okazał się tylko bajką.

I znów widzimy powtarzające się elementy ofiary – zawierzenie swego życia innym i w konsekwencji niezadowolenie z tego, jakie życie dla nas wybrali. Odrzucanie kolejnych kandydatów, niezdecydowanie – nie określanie swoich potrzeb jasno – w efekcie odzew od świata jest z reguły niezadowalający. Z jednej strony, więc brak jasnego określenia swoich potrzeb z drugiej złość, że nie są spełnione. Nawet, jeśli przed nami samymi są one skryte oczekujemy zdani na los, że on za nas odsłoni je i spełni.

I kolejny element – Sedna w rozpaczy przyzywa ojca na ratunek. Ten jednak, kiedy widzi, że nie uda mu się uratować córki wyrzuca ją z łodzi, (którą razem próbowali uciec z wyspy króla ptaków). Kiedy Sedna próbuje się uczepić burty, ojciec ucina jej palce. Symbolicznie można to potraktować, że nie będę za ciebie twego losu dźwigał. Rozdzielam nasze drogi. Konsekwencje twoich czynów i decyzji ponoś sama. To kolejna bolesna lekcja – dotyczy ona prawideł, jakie rządzą tym światem. Każdy czyn ma swoje konsekwencje. Ofiary często czują się jeszcze bardziej ofiarami, kiedy dopadają je konsekwencje ich czynów. Kolejny krok na tej drodze to zmierzenie się z nimi.

Są takie sytuacje, na jakie wpływu naprawdę nie mamy. Bolesne, trudne doświadczenia.
Nadal jednak pozostaje nam nieco mocy. Mocy decyzji, co zrobię – czy poproszę o pomoc. Obronie siebie. Czy przyznam się do bezsilności i poszukam pomocy. Czy zastygnę na tym etapie ścieżki. I pozostanę skostniała na wieki. 





Ofiarą stajemy się, kiedy nie dokonujemy wyborów – nie potrafiąc zdecydować – wtedy inni za nas decydują. Świadome składanie ofiar – czyli rezygnacja z czegoś małego na rzecz celu, z zachcianki na rzecz głębokiej potrzeby, z jednej drogi na rzecz innej – stawia nas w roli samo stanowiących. Tu następuje magiczny moment transformacji – z dziewczyny Sedna staje się Boginią. Poddaje się temu, co większe od niej akceptuje, pozwala by wszystkie emocje przepłynęły przez nią. Poddaje się procesowi opadania. Akceptuje ten świat. Akceptuje konsekwencje swoich decyzji. Bierze odpowiedzialność za miejsce, w jakim jest.
Nie oczekuje już od innych wsparcia. Ratunku. Jednocześnie nie wini ich za to, nie czuje się przez to odrzucona i jeszcze bardziej zraniona. Po prostu przygląda się temu i opada dalej. Dociera do dna, do miejsca swojej bezsilności. I postanawia złożyć to, co ją spotyka, samą siebie w ofierze. Składanie ofiary zmienia stan bezsilności w moc samostanowienia. Wiem gdzie jestem, wiem, że sama siebie tu doprowadziłam. Emocje, jakie mi teraz towarzyszą, czy też konsekwencje mego czynu składam teraz w ofierze w intencji mego samostanowienia. Intencja i wybór wzmacniają bardziej niż kurs asertywności. Kiedy stajemy po jakiejś stronie, dokonujemy wyboru. Poczucie samostanowienia wzmacnia naszą samoocenę, poczucie mocy. Nie czujemy się już ofiara, kiedy dokonujemy świadomej decyzji. Nawet, jeśli jest to decyzja, że nie dam rady i poszukam pomocy. A może właśnie szczególnie wtedy – bo może być to ostatnia iskra mocy jaka nam pozostała. I ta jedna iskra zainicjuje przemianę. I powolną drogę w górę. 




Często osoby, które przewędrowały te ścieżką. Przekroczyły kolejne progi na niej. Dotknęły swej niemocy, złożyły ofiarę i pozbierały kawałki swej mocy każdą kolejną decyzją w swoim życiu. Wynurzając się rozpoczynają pracę z osobami, które na ową ścieżkę dopiero trafiają.

Tak jak i boginie tak i kolejne wędrujące tędy kobiety to kobiety, które szły przed nami – ich historia może wyznaczyć nasz szlak. Oto wielka mądrość mitów i opowieści.

niedziela, 5 października 2014

Jesienne święta i Boginie - czas na wglad w siebie



Jesień – czas spowalnia. To, co zbędne obumiera. To co wartościowe zostaje ukryte głęboko w ziemi by na wiosnę przemienić się i wydać owoce. Skorelowani z cyklami zwracamy się do swego wnętrza. Sadzimy duchowe ziarno by w Naszych mrokach potencjał dojrzał i wyrósł pięknie wiosną.
Po aktywnym lecie spowalniamy, pojawia się moment refleksji. Wglądu. Zaczynamy ogarniać to co Nam się udało wypracować, a co jeszcze pozostaje do zrobienia.
Jesień to też czas, kiedy oglądamy się wstecz na nasze życie na poprzednie pokolenia. To czas przodków teraz dużo łatwiej z nimi nawiązać kontakt uzyskać od nich wsparcie. Odnaleźć swoje miejsce w linii rodu. Uzdrowić historie rodzinne.

Teraz spirala roku zwija się do środka. Nastaje przygotowanie d regeneracji i czasu przejścia – kiedy nastąpi zima.





Boginie patronki tego czasu również związane są z zanurzeniem do wewnątrz.
Jesień to czas kiedy świętujemy zejście Kory do podziemi i jej przemianę w Persefone. Na znaczenie tego mitu otworzyła mi oczy książka o Misteriach Eluzyskich "Archetypowy obraz matki i córki". To, co w micie brzmi jak wielki dramat matki i porwanej córki jest tak naprawdę echem dawnych inicjacji. To co mit tak naprawdę opisywał to odcięcie córki od matki w wieku dojrzewania. Jej inicjacje i zbudowanie dorosłej tożsamości. W misteriach Kora pojawia się jako bóstwo wraz z dzieckiem na ręku. Symbolizuje to, że jej zejście do podziemi było przemieniające dla niej (zmieniła status na matkę). Oraz wskazuje na wykreowanie się jakiejś nowej twórczej idei w naszych mrokach. Święto to zachęca do zaszczepienia nowej idei jesienią do poszukiwania dla niej ukrytych w nas potencjałów by na wiosnę owe ideę się zmaterializowały. Wtedy też w maju znów świętujemy tym razem powitanie Persefony wraz z tym, co z podziemi przynosi - dzieckiem ideą. 






To też czas przodków wszak Persefona była królową podziemi – teraz granica między światem widzialnym a niewidzialnym jest najcieńsza. Możemy usłyszeć mówiących do nas przez wieki głosów przodków. Uzdrawiać historię rodzinne, ale i te, które stanowią spuściznę Nas wszystkich np. czas czarownic. Jesień uchylała kurtynę pomiędzy światami, przez którą można było uzyskać prowadzenie wsparcie, ochronę. Od tych, co byli przed nimi. Czasem przodków zwać będziemy już całą zimę. Ten mroczny czas sprzyjał, bowiem kontaktom z zaświatami. Poczynając od święta zmarłych
Bywa też, że święto to obchodzi się jako święto matki i córki, ale to dopiero na wiosnę, kiedy to pojednamy się z archetypem matki i same dla siebie staniemy się mądrymi matkami. Płodnymi w wiele nowych idei.
Święto Persefony i Święto Przodków obchodzimy na przełomie października i listopada.

Jesieni patronuje również Mokosz - bogini deszczu, mokrej pogody i burzy. Przekazy ludowe przedstawiają również Mokosz jako bóstwo związane ze sferą seksualności. Symbolicznie jest to zbliżone do mitu Demeter i Kory. Deszcz, seksualność – symbolika zapłodnienia użyźnienia, zejścia w mroki i poczęcia tam nowego życia/idei.. Teraz jest idealny czas na zastanowienie się nad tym, co nowego chcemy wykreować, co nowego chcemy by się urodziło. I jak powinniśmy do tego przygotować grunt. Święto Mokoszy wypada 31 października.
Wcześniej 1 października celebrowaliśmy Jesienne Święto Matki Ziemi – okres ten patronował krystalizowaniu się relacji zawartych latem. Był to czas zbliżania się do siebie tego, co męskie i żeńskie. To też w wielu kulturach oddawanie czci Bogini ziemi za jej dary. I wskazanie że teraz po ciężkiej pracy udaje się na spoczynek.









W okresie zbliżania się do najdłuższej nocy w roku zaczynają się też święta ognia pojawić. Poszukiwanie światła w mrokach. Ale to już będzie bajka o zimie. 

Teraz jesienny czas dedykujemy temu co pożegnane być musi – uzdrowione. Wspierani mocą przodków ruszamy w głąb siebie na poszukiwanie własnej drogi. Sprawdzamy co jeszcze blokuje, co pozostało do zrobienia by wejść w nowy cykl. Nowy początek. Ale początki to czas wiosny. Teraz przyglądamy się tylko temu, co w ciemności dojrzewa, temu co uzdrowione i pielęgnowana wzrasta w nas. I manifestuje się światu. Patronować Nam będzie - poza Mokoszą i Persefoną - Bogini Izis. Archetyp matki. Opiekunki tego, co dojrzeć jeszcze musi. Jej zadaniem jest ochrona ziarna by proces „ciąży” się dopełnił i by nadmierna żądza posiadania nie uniemożliwiła narodzin nowemu życiu przez zbyt wczesne działanie. To idealny czas na robienie zapasów a jeszcze lepsze na napełnienie tego, co pustym pozostaje.


Dla mnie to czas cyklu z Przodkiniami - ceremonii uzdrawiania tego co w rodzie, moment idealny na Ceremonie dla Przodkiń.  Po wyjściu z historii rodzinnych  uzdrowieniu tego co za nami na warsztatach zaczynamy zagłębiać się w nasze ciało i poszukiwać tego co najgłębiej w nas - daru potencjału, naszej osobistej historii. Nasza oferta warsztatowa na ten czas: http://www.mitycznaprzestrzen.pl/warsztaty.html


sobota, 13 września 2014

Bajka - czyli dawno, dawno temu...



Żyło sobie zwyczajne małżeństwo. Mąż miał na imię Jan, a żona – Helena.
Wracał mąż po pracy do domu, siadał w fotelu o oglądał telewizor lub czytał gazetę. Żona jego, Helena, przygotowywała kolację. Podając mężowi kolację, ciągle burczała, że on w domu nic pożytecznego nie robi, pieniędzy mało zarabia… Jana denerwowało burczenie żony. Ale nie odpowiadał jej obraźliwie, tylko w myślach sam do siebie mówił: „Sama – leń i flejtuch, a jeszcze innych poucza. Kiedy braliśmy ślub, była całkiem inna – piękna i czuła”.
Pewnego razu, kiedy zrzędząca żona zażądała, żeby Jan wyniósł śmieci, on, z niechęcią odrywając się od telewizora, poszedł do śmietnika. Wracając, zatrzymał się pod drzwiami i w myślach zwrócił się do Boga:
- Boże mój, Boże mój! Nie układa się to moje życie. Czy całe wieki będę się męczył z tą zrzędliwą i brzydką żoną? To męczarnia, a nie życie.
I nagle usłyszał Jan cichy głos Boga:
- Mój synu, twojemu nieszczęściu mógłbym zaradzić: piękną boginię za żonę tobie dać, lecz jeśli sąsiedzi zobaczą nagłą odmianę twego losu, to w wielkie zdumienie wpadną. Zróbmy tak: ja twoją żonę stopniowo będę zmieniał, wcielając w nią ducha bogini i poprawiając jej wygląd zewnętrzny. Ale zapamiętaj również to, że gdy z boginią chcesz żyć, to i twoje życie godne bogini winno być.
_ Dziękuję Ci, Boże. Dla bogini to każdy mężczyzna swoje życie zmieni. Powiedz mi tylko: kiedy zmiany w mojej żonie zaczniesz robić?
- Nieznacznie zmienię ją już teraz. I z każdą chwilą będę dokonywał zmian na lepsze.




 

Jan wszedł do domu, usiadł w fotelu, gazetę wziął do ręki, znów włączył telewizor. Lecz jakoś mu nie idzie to czytanie ani oglądanie. Niecierpliwi się, by spojrzeć – czy chociaż ciut, ciut się zmienia jego żona?
Wstał, otworzył drzwi do kuchni, ramieniem oparł się o futrynę i uważnie zaczął się przyglądać swojej żonie. Stałą odwrócona plecami i zmywała naczynia po kolacji. Helena poczuła wzrok na sobie i odwróciła się do drzwi, Ich oczy się spotkały. Jan, patrząc na żonę, myślał: „Nie, żadne zmiany w mojej żonie nie zaszły”. Helena, widząc niezwykłe zainteresowanie męża i nic nie rozumiejąc, odruchowo poprawiła swoje włosy. Rumieńcem oblały się jej policzki, gdy zapytała:
- Co ty, Janie, tak mi się przypatrujesz?
Nie wymyśliwszy nic lepszego, Jan odrzekł:
_ Może pomóc ci naczynia zmywać? Tak mi jakoś przyszło do głowy…
- Naczynia? Pomóc mi? – cicho pytaniem na pytanie odpowiedziała zdziwiona żona, zdejmując upaćkany fartuch. – Już je właśnie umyłam.
„No tak, dosłownie w oczach zachodzą u niej zmiany – pomyślał Jan – raptem piękniejsza się zrobiła”. I sam zaczął wycierać naczynia.
Na drugi dzień z niecierpliwością spieszył Jan po pracy do domu. Ach, jak bardzo chciał popatrzeć, jak w boginię przemienia się stopniowo zrzędliwa żona. „Może dużo już jest z niej bogini? A ja wciąż taki sam jak dawniej. Na wszelki wypadek kupię kwiaty, by przed boginią nie wyjść na idiotę”. Otworzył drzwi do domu i osłupiał z wrażenia. Przed nim stała Helena w wyjściowej sukni, tej samej, którą kupił jej rok temu. Elegancko uczesana, ze wstążką we włosach. Zmieszany, niezdarnie podał jej kwiaty, nie odrywając wzroku od Heleny.
A ona wzięła kwiaty, wydała cichy okrzyk zaskoczenia i, opuszczając rzęsy, oblała się rumieńcem.
„Ach, jakie przepiękne rzęsy mają boginie! Jakie są wrażliwe! Jakie niezwykłe jest ich wewnętrzne piękno i zewnętrzny wygląd!”
I Jan z kolei wykrzyknął z zaskoczenia, widząc na stole zastawę od serwisu, dwie zapalone świece i dwa kielichy do wina oraz dania kuszące boskim aromatem.
Kiedy oboje usiedli za stołem, Helena nagle poderwała się, mówiąc:
- Przepraszam, zapomniałam włączyć ci telewizor i podać dzisiejsze gazety.
- Nie trzeba włączać telewizora, czytać gazet też mi się nie chce, nic w nich nowego – odpowiedział Jan szczerze. – Lepiej powiedz, jak chciałabyś spędzić jutrzejszy dzień?
- A ty? – zapytała zdumiona Helena.






 Przez przypadek kupiłem dwa bilety do teatru. Ale w dzień może zechcesz się przejść po sklepach. Jeżeli mamy iść do teatru, to trzeba najpierw pójść do sklepu i kupić ci odpowiedni strój.
Jan o mały włos ledwie nie powiedział: „strój godny bogini”, zmieszał się, spojrzał na żonę i aż krzyknął z zachwytu. Przed nim za stołem siedziała bogini. Twarz jej szczęściem promieniała i blask miała w oczach. Tajemniczy uśmiech był nieco pytający.
„O Boże, jakże przepiękne są jednak boginie! I jeśli pięknieje one z każdym dniem, to czy ja potrafię być godny bogini? – myślał Jan i nagle jak błyskawica poraziła go myśl: - Muszę zdążyć! Zdążyć, dopóki bogini jest obok. Muszę ją prosić i błagać, żeby zechciała urodzić moje dziecko. Ja będę jego ojcem, a matką przepiękna bogini”.
- O czym tak myślisz, Janie, skąd ten niepokój na twojej twarzy? – Helena zapytała męża.
A on siedział zaniepokojony, nie wiedząc, jak wyrazić najskrytsze marzenie. Czy to stosowne: prosić boginię o dziecko?! Takiego prezentu Bóg mu nie obiecywał. Nie wiedział, jak ma powiedzieć o swoim pragnieniu, wstał więc z krzesła i, międląc w palcach obrus, wydusił z siebie, oblewając się rumieńcem:
- Nie wiem… Czy to możliwe… Ale ja… powiedzieć… chciałem…Dawno… Tak, ja chcę mieć z tobą dziecko, przepiękna bogini.




 

Ona, Helena, do Jana – męża podeszła. I z oczu przepełnionych miłością łzy szczęścia spłynęły po jej policzkach. Położyła mu rękę na ramieniu, a jej oddech gorący rozpalił w nim namiętność.
„Ach, cóż to za noc była! A ten ranek! I ten dzień! O, jak przepięknie żyć z boginią!” – myślał Jan, ubierając na spacer drugiego wnuka.

„Energia życia” Władimir Merge
Siódma książka z serii: Dzwoniące Cedry Rosji

sobota, 23 sierpnia 2014

Ursula K. Le Guin Mądra




Przyszłam do tej kobiety i wcale mi się tam nie spodobało. Pustkowie zalatujące starymi kośćmi.
Mieszkała w domu ze ślepymi oknami. Nikt się tam nie kręcił, ani w środku, ani na zewnątrz, ale słychać było głosy, jakby w domu nieustannie ktoś rozmawiał. Posłuchałam, ale nie udało mi się rozróżnić ani słowa, na dodatek im bardziej nastawiałam ucha, tym mniej do mnie docierało. Przestałam się wysilać i wtedy znów rozbrzmiały głośniej. Gadały i gadały.
Ziemia wkoło domu była naga, kamienista.
Nie chciałam wchodzić. Nie chciałam pukać do drzwi. W ogóle wolałabym się tam nie znaleźć.
Gdy dotarłam na miejsce, zbliżała się już noc, postanowiłam więc, że zapukam rano. Położyłam plecak pod jakimś krzakiem tuż przy pagórku obok domu, ale po drugiej stronie, rozwinęłam śpiwór, zjadłam trochę, chociaż nie byłam głodna, i zasnęłam. Spałam źle. Na niebie nie było gwiazd.
Gdy obudziłam się rano, pomyślałam: Nie wejdę tam! Radośnie obmyłam twarz w płynącym poniżej mulastym strumyku i wypiłam trochę wody, po czym ruszyłam przez wzgórza tą samą drogą, którą przyszłam. Maszerując śpiewałam w rytm kroków.
Ale po jakimś czasie piosenki się skończyły, a pagórkowata i zielona okolica, którą przemierzałam poprzedniego dnia, wydawała mi się przywiędła i jałowa. Około południa przysiadłam, żeby ulżyć obolałym i zesztywniałym pod plecakiem ramionom. W końcu wstałam, zawróciłam i znów tam poszłam. Dom ujrzałam ponownie o zachodzie słońca, ale nie zbliżyłam się do niego. Kręciłam się w okolicy przez kilka dni. Zjadałam moje skromne zapasy, chociaż nie czułam głodu, piłam wodę z mulistego strumienia. Potem znowu spróbowałam odejść. Tym razem oddaliłam się na cały dzień drogi, ale gdy przyszła noc, przeleżałam ją bezsennie, zrozpaczona i samotna. Wstałam o brzasku i cały dzień wracałam do tamtego domu.






Dotarłam tam wczesnym wieczorem. Przeszłam po kamieniach podwórka i zapukałam do drzwi. W środku nagle wszystko ucichło. Stałam w tej ciszy przerażona i nieszczęśliwa.
– Wejdź – usłyszałam.
Musiałam mocno pchnąć drzwi, żeby się otwarły. Musiałam tam wejść. Wstrzymałam oddech, przerażona odorem kości. Był tak silny, że aż dławił w gardle. Weszłam.
– Usiądź – powiedziała kobieta.
Siedziała przy wygasłym palenisku. Niechętnie zajęłam miejsce na stołku przy zimnych popiołach, naprzeciwko kobiety.
– Nie mam cię czym poczęstować – oznajmiła, nie próbując się tłumaczyć. Wcale mnie to nie zmartwiło, bo gardło wciąż miałam ściśnięte, oddychałam jak najpłycej. Niczego bym nie przełknęła. – Słucham – powiedziała.
Wciągnęłam w płuca tyle powietrza, ile zdołałam.
– Potrzebuję twojej pomocy.
– Mojej pomocy? Przecież to ty jesteś Mądrą – powiedziała bez śladu ironii.
– Tak mnie nazywają.
– Tak cię nazywają – powtórzyła tym samym tonem.
– Nie wiem, co z nimi zrobić – wykrztusiłam z wysiłkiem.
– Aha – mruknął. – Pokaż mi – dodała po chwili.





Sięgnęłam niezgrabnie za siebie i ściągnęłam plecak. Otworzyłam go i wyjęłam moich zmarłych, wszystkich po kolei, dobrą matkę i macochę, dziadka i surowego ojca, ciężkie, bardzo ciężkie dziecko, rozczłonkowanych przyjaciół i zepsute mięso mojej miłości. Ułożyłam ich na zimnych kamieniach paleniska. Kobieta spojrzała i mlasnęła językiem.
– Mądry ludu, ależ ty dźwigasz brzemię! Nie pojmuję, jakim cudem możesz stać prosto.
– Już nie mogę – odparłam. I rzeczywiście, plecy mi się wyobliły i głowa wysunęła do przodu pod ciężarem tego, co nosiłam tak długo i tak daleko.
– Gdy śpisz, też trzymasz ich na plecach? – spytała.
Pokręciłam głową.
– Na piersiach, w ramionach.
Znów mlasnęła językiem i pokręciła głową, jakby mnie naśladowała.
– Cioteczko, proszę, pomóż mi!
Spojrzała ostrożnie na moich zmarłych. Chociaż nie dotknęła żadnego, wstała i obeszła ich wkoło, pochyliła się i obejrzała dziecko, powąchała zaśmierdłe mięso, długo lustrowała stos rozczłonkowanych przyjaciół.
– Dlaczego ich jeszcze nie pogrzebałaś?! – spytała w końcu, nie z wyrzutem, ale po prostu zdziwiona.
– Nie wiem jak. Naucz mnie, proszę, naucz mnie, jak to zrobić. Już dłużej nie mogę ich nosić!
– No chyba – mruknęła kobieta i zakrakała jak wrona. Przeskoczyła nad moimi zmarłymi leżącymi na palenisku i wyciągnęła długie, czarne ręce. – Nie mogę cię tego nauczyć, Mądra. Czego chcesz? Pozbyć się ich? Zostawić u mnie? Tego chcesz?
Stałam po jednej stronie paleniska, ona po drugiej, a zmarli leżeli pomiędzy nami.
– Nie – powiedziałam i zaczęłam po kolei pakować ich z powrotem do plecaka, moje brzemię, które przygniotło mi kręgosłup, spłaszczyło piersi, nasączyło bólem kości. Jednak gdy narzuciłam plecak na ramiona, nie ważył więcej niż wronie piórko.
– I cóż mądrość? – rzuciła, siedząc znów przy wygasłym palenisku. Bez ironii, bez wyrzutu, bez skruchy.
Pocałowałam ją zatem i ruszyłam z powrotem do domu.

za: Ursula Le Guin Otwarte przestworza i inne opowiadania. tłum. Radosław Kot

czwartek, 7 sierpnia 2014

Boska seksualność



Na temat tego, czego w łóżku poszukujemy można by epos napisać.
Na temat mitów związanych z tą sferą życia kilka kolejnych.
Ja również chciałabym do mitów się odwołać jednak od innej strony. To, co dziś wywołuje tyle niejasności zamieszania, miało kiedyś inną role. Niosło konkretny przekaz. Mity kiedyś określały etapy wkraczania do seksualności pomagały młodym kobietom budować ich własną tożsamość seksualną. Były spoiwem rytuałów dojrzewania wkraczania w kobiecość. Sprawę znacznie ułatwiał lepszy kontakt z ciałem i cyklami. 






Brak rytuału ujmuje sensu, pozbawia sakralności, a jednocześnie potęguje chaos w życiu kobiety. Rytuały takie pozwalały na stopniowe poznawanie mocy kobiecych, przygotowywały one psychicznie do kolejnych wyzwań i pomagały zamykać zakończone już rozdziały życia. Sankcjonowały one sens życia jednostki.

Kobiece rytuały miały na celu ukazać moc kobiecego ciała. Ale i nauczyć odpowiedzialności za to jak to ciało będzie traktowane. Uczyły otwartości seksualnej, ale i czyniły każdą kobietą strażniczką owej świętej bramy.
Mam niejednokrotnie wrażenie, że porządek który był naturalny – cieszenie się seksem ale poszanowanie siebie swojej seksualności został zamieniony w jakąś karykaturę odpowiedzialność została zdjęta z osoby i przejęła je religia poprzez moralne normy takie jak narzucanie czystości. Objęła ochronę nad kobietami i to, co było naturalne teraz stało się zakazane. Zakazane a więc wyparte – odczuwanie ciała i jego potrzeb seksualnych stało się dla kobiet tabu. 






W kulturze ciało kobiety pozostało wyklęte – określone jako nieczyste. Kobieta utożsamiać się może z boskim pierwiastkiem matczynym, niepokalanym. Jeśli stanie po stronie swego ciała – seksualności, zmysłów czy instynktów już przekracza cienką granicę wkracza na teren ladacznic, kobiet nieczystych a ciało zmienia się nagle w obiekt pornograficzny.

I tak kobiety zostały odcięte od swych mocy, od ciała.
Kobieca moc, zamieszkuje bowiem w naszym brzuchu, tu rodzi się nowe życie, - dzieła, idee, tu kipią nasze potencjały, siła do działania, instynkty które mogą nas prowadzić. Coś, co każe krzyczeć i drapać kiedy dzieje nam się krzywda. Radość śmiechu z samego dna brzucha – który ma moc rozbijania ponurych struktur. Głos, który nas prowadzi, kiedy nie wiemy dokąd iść. Seksualność - Moc – sacrum – tyleż święty, co przeklęty. Kobiety nawet te, które skryły się głęboko w swoich głowach czują czasami to mocne pulsowanie w ciele, czują jak ten kocioł się rozpala. Jedne otworzą się na to inne pomylą to z powołaniem do posiadania dziecka. Czas, kiedy dana jest nam moc by coś stworzyć określają potrzebą dania nowego życia – zachodzą w ciąże głos się uspokaja. 






A jednak moc nadal jest – nadal zdolne jesteśmy do dawania życia. Nadal też seksualność nasza może być źródłem owej pradawnej siły i mocy. A kobiecość znów może stać się święta w pierwotnym znaczeniu z jakim święta Maryja niewiele ma już wspólnego. Może poza Mandorlą – aureolą  kształcie migdała będącą symbolem waginy.


Dziś te pradawne ścieżki, kiedy kobiecość była powodem celebracji odnajdujemy w mitach, prowadzą nas do nich boginie i praca z nimi. Na początku tej drogi stoi Hekate – strażniczka bramy – Bogini progu. Czy jesteśmy gotowe na tę wyprawę?  Decyzja oznacza odejście od standardowego postrzegania seksualności. Na poszukaniu swej własnej definicji. Oznacza wędrówkę na powrót do swego ciała. Do przyjęcia za nie pełnej odpowiedzialności. Wydaje się proste? Dlaczego więc poszukujemy odpowiedzi na zewnątrz? Poszukujemy technik seksualnych, czytamy mapy czułych punktów. Zwiększamy atrakcyjność ciała podążamy za modą depilujemy, odchudzamy i wbijamy wciąż bardziej i bardziej w kulturowy kanon. Wejście do tego labiryntu oznacza zdjęcie gorsetu, jaki nałożyła nam kultura, religia czy wychowanie. To wędrówka w dół mrok swego ciała. Spotkanie być może po raz pierwszy z nim i jego potrzebami naprawdę. To poznanie swojej wewnętrznej bogini przewodniczki po naszym świecie zmysłów. Odkrycie własnych ścieżek. P drodze zmierzyć jeszcze się trzeba będzie z tym, co odziedziczone po przodkiniach – przemocą seksualną z jaką kobiety się borykały uprzedmiotowieniem – emocjami bólu lęku jakie w ciele zostają zaklęte. 





Takie spotkanie z ciałem może przestraszyć, zniechęcić do dalszej wędrówki. Często to co z ciała się uwalnia paraliżuje i przeraża. Do tego dochodzi wspomnienie zaklęte w ciele tego co same przeżyłyśmy. Potrzeba tu wiele ostrożności by ciało oswoić i uzdrowić z tych wszystkich wspomnień i starych historii. Ta cześć wyprawy wiedzie w dół uczymy się tego, co zaklęte mamy na dnie brzucha – niełatwe to spotkania. Czasem jest to upokorzenie czasem wściekłość. Za tym wszystkim tkwi nasza moc. Warto czyścić to co było by wyjść jej na spotkanie.

W tym miejscu często spotykamy boginie Artemidę. Sprowadza ona nas znów na poziom głowy – racjonalizuje odczucia, wprowadza analizę zatrzymując proces. Nie dowierza, że to, co się wydarzyło tysiąc lat temu może być zakodowane w komórkowej pamięci ciała. Wyszukuje tysiąc teorii na to, że tak nie jest. Słowem odcina nas znów od ciała.

Kiedy jednak uda się nam z nią dogadać możemy wędrować dalej i wtedy wita nas z otwartymi ramionami Bogini Pele – wkracza ona z siłą wulkanu w nasze życie. Oznacza czas przebudzenia. Czas kiedy nasza seksualność wybucha ze zdwojoną siła i przejmuje może na chwilę kontrolę nad resztą życia. Praca z tą boginią może tworzyć nam oczy na wielość aspektów seksualności. Na jej wpływ na to, co z nami i naszym życiem się dzieje. Kiedy poczujemy tę boginie w swoim brzuchu zostaje to odzwierciedlone w naszym wyglądzie oczy błyszczą mocą. Ciało staje się sprężyste, mocne. Działamy i dosłownie przeszkody same znikają. Tryskamy kreatywnością, pomysłami. Mamy odwagę do ich realizacji. 





Tu pojawia się bogini Wenus - seksualność w aspekcie zjednoczenia z drugą osobą. W celu dopełnienia. Patronka relacji seksualnych, miłosnych. Ten archetyp uczy nas na nowo akceptacji swego ciała. Sprawia, że umiemy cieszyć się miłością, pięknem. Pomaga zamieszkać i wygodnie rozgościć w swoim ciele. Pomaga cieszyć się zmysłami. Rodzi artyzm chęć tworzenia i nadawania formy swoim dziełom. Czasem dzieciom. Przypomina o miłości do samego siebie. Świętości kobiecego ciała i potrzebie poszanowania go. Uczy proszenia i przyjmowania. Dzięki tej bogini w ciele rodzi się pożądanie a jeśli lekcje, jakie niesie są odrobione i potrafimy już z otwartością przyjmować, cieszyć się ciałem i jego zmysłami to nagrodą będzie niezwykłą siła doznań seksualnych, zwiększona moc odczuwania i boskie przeżycia w trakcie stosunku seksualnego. Ciało znów stanie się święte. W nas obudzi się bogini … I stanie się Świętych obcowanie ….









środa, 11 czerwca 2014

Droga życia Kobiety warsztat wakacyjny Wyspa Wolin 10 - 17 sierpnia




Wyspa Wolin Magiczne miejsce - pełne tajemniczych zakątków, pomników przyrody, dawnej magii, Bogiń.
Mieszkać będziemy przy jeziorze z bliskim dostępne do klifów i morza.

Odwiedzimy jeziorko szmaragdowe, Babki praszalne, wejdziemy na wzgórza skąd jest najpiękniejszy widok na 40 pomniejszych wysp, odkryjemy moc na wyspie zamkniętą oraz moc przyrody. Odwiedzimy kilka miejsc mocy, oraz kilka miejsc turystycznych. Zasilimy się energią zdrowego odżywiania, oraz wzmocnimy dzięki pobytowi w pięknej przyrodzie. 




  Pełnia lata, pełnia księżyca, pełni kobiecości

To hasło przewodnie naszych warsztatów - przez ten tydzień przejdziemy raz jeszcze wszystkie etapy naszego życia, od porodu, dzieciństwa, dojrzewania, macierzyństwa - po śmierć, uzdrowimy każdy z nich. Będziemy celebrować kobiecość, tańczyć, medytować, ćwiczyć, rozmawiać śmiać się. Wszystko to w pięknym miejscu - w kontakcie z naturą, przyrodą.







Poprzez rytuały, celebracje - plemiona pierwotne ustanawiały porządek dla duszy - każdemu z etapów towarzyszyły odpowiednie ceremonie - integralnie ów etap zamykające oraz przeprowadzające na kolejny poziom. Dzięki temu osoba dorosła była zintegrowana ze swoimi różnymi obliczami (wewnętrznym dzieckiem, rodzicem, partnerem itd., emocjami, ciałem miała poukładane relacje z rodziną, rodzicami. Pełną wartość swojej osoby. I zrozumienie dla swojej mocy. Rytuały inicjacyjne - ułatwiają przemianę ról wejście w nowy etap życia.  Obecnie mało kto celebruje pierwszą miesiączkę - ukazując kobiecie jej znaczenie, świętość. Dorastamy, ale wewnętrznie pozostajemy dziewczynkami. Niepewne swej mocy, emocji, potrzeb, poszukujące uznania na zewnątrz.

Dorastamy ale nie mamy łączności z kobietami, ich wsparciem, naturą naszym ciałem i mocą jego cyklu.

Stajemy się matkami same nie do końca mając relacje z matka uporządkowaną. Z niedokończonym dorastaniem - trudno nam jest w pełni oddać się dziecku bez poczucia rezygnacji z siebie.

Szukamy naszych potencjałów, ale nie odważam się na ich realizacje -

Osiągamy wiek starszyzny - zamiast zyskać wtedy poczucie pełni i spełnienie - czujemy się mniej wartościowe, zagubione.






 W ramach warsztatów:

- przejdziemy kolejne etapy życia kobiety i je zintegrujemy
- będziemy grać w grę terapeutyczną 22 iskry życia
- umrzemy i odrodzimy się na nowo w ramach rytuału z Inanną
- rozgościmy się w ciałach, poznamy własne rytmy, uwolnimy ogień w Naszych biodrach
- znajdziemy ukryte źródła potencjałów i kreatywności na dnie naszego brzucha
- poczujemy się dobrze ze sobą, ciałem, kobiecością, seksualnością
- popracujemy metodą konstelacji by uzdrowić nasze relacje
- poznamy rytuały i ceremonie kobiece

- wytańczymy blokady, otworzymy się na mądrość z ciała płynącą
- zintegrujemy ważne dla nas etapy życia,
- poczujemy dobre w naszej kobiecej skórze
- zamkniemy przeszłość
- poznamy nasze kobiece archetypy, swoją indywidualną kobiecość i pozwolimy jej się rozwinąć

 Kobiety od zawsze uczyły się od siebie były w kontakcie ze sobą z naturą ze swoją rola społeczną przypisaną do wieku. Z natury i wzajemnego wsparcia czerpały swoją moc. Dziś znów tej mocy nam potrzeba nam kontaktów z matką ziemią - Gają. Potrzeba nam innych kobiet by poznać i oswoić swe kobiece siły. Bratania się z żywiołami by znów uwolnić kreatywność, uwolnić się od tego, co niepotrzebne w życiu.





 Dzięki udziałowi w zajęciach:



- spędzimy wakacje oryginalnie i nieszablonowo

- zyskamy świadomość swego ciała, jego potrzeb, cykli

- odzyskamy swoją wewnętrzną Boginię opiekunkę i doradczynię

- blokujące Nas przekonania przekujemy na pozytywne wzorce

- obudzimy motywację, kreatywność i nowe pomysły do realizacji

- poszukamy źródeł swojej mocy

- osadzimy w ciele - poczujemy radość z własnej zmysłowości

- odpoczniemy i naładujemy się pozytywną energią

- będziemy gotowe na nowy etap w życiu i nowe wyzwania

- zintegrujemy wszystkie etapy naszego życia i na nowo się narodzimy jako zintegrowana i szczęśliwa kobieta

-poznamy własne rytuały - odzyskamy duchowy wymiar kobiecości

-poczujemy się dobrze w kobiecej skórze

- uwolnimy ciało poprzez tańce

- uzyskamy wsparcie i narzędzia do dalszego samorozwoju 



Jeśli jesteś zainteresowana napisz do mnie: odala_run@op.pl -wyślę Ci ankietę - pomoże Ci ona upewnić się czy ten wyjazd jest dla ciebie. W kwestii organizacji transportu, bądź zapytania dotyczące warsztatów tanecznych - ja_stynka@onet.pl
Masz pytania dotyczące warunków pobytowych, bądź programu warsztatowego - zadzwoń
Ania - 722-39-22-80,
Justyna - 512-50-28-52

Spotkanie organizacyjne odbędzie się 15 czerwca - godzina 11.30 Klubokawiarnia Nalanda Plac Kościuszki 12 Wrocław

INFORMACJE ORGANIZACYJNE:
Kiedy: 10.08-17.08
Gdzie: Wyspa Wolin Świętoujść, Kołczewo, Agroturystyka Pod Świerkami
Koszt: 1100 zł w tym - warsztaty, noclegi, śniadania oraz obiadokolacje. Obniżka 100 zł dla osób które zdeklarują się i wpłacą zaliczkę w wysokości 450 zł do 15 czerwca.
Informacja i zapisy:
Anna Rataj - 722-39-22-80
Justyna Jakimowicz - 512502852


O NAS:

Justyna Jakimowicz 

mieszkanka Gajówki na Pogórzu Izerskim, matka i babka. Jestem w nieustającej podróży, głównie wewnętrznej.Jestem badaczką Natury(nie tylko ludzkiej) Nauczycielką i uczennicą tańców w Kręgu.Są dla mnie boskim narzędziem w podążaniu przez życie. Bardzo wiele dzięki nim zyskałam i zyskuję. Chętnie dzielę się moimi doświadczeniami.Stworzyłam parę warsztatów z tańcem w roli głównej, w połączeniu z ćwiczeniami energetycznymi, medytacją, kontaktem z drzewami, roślinami i Naturą.Odczuwam silne połączenie z drzewami, ptakami, Ziemią. Od 8 lat spotykam się regularnie w Kręgu Kobiet.Jestem również terapeutką Matrycy Krystalicznej,wg Huberta Ruhsa, fanką Medytacji Labiryntu oraz warsztatów Ani Rataj 


Anna Rataj   
Jestem - Trenerem rozwoju osobistego - systemu opartego na moich autorskich metodach pracy poprzez; mity, boginie, archetypy, dialogi z subosobowościami, aż po konstelacje planetarne. Techniki jakie stosuje to mieszanka astrologii i różnorodnych kierunków terapeutycznych. Oparte  są one m.in. o moje doświadczenia w pracy z ustawieniami Hellingerowskimi, oraz techniki pracy ze ścieżką serca. Zainspirowane również poprzez "The Mythic Path" S. Krippnera i D. Feinsteina oraz rodzimą Mitoterapie. Ostatecznie wzbogacone elementami Szkoły Integracji Osobowości i Panoramę Społeczną - jedną z technik NLP.  Badaczem mitów - stad już o krok od poszukiwania głębszych znaczeń. Do poszukiwania mitów funkcjonujących społecznie jak i tych które odwiecznie nosimy w sobie zapisane. 

piątek, 9 maja 2014

Śpiąca królewna nie chce spać







Baśń o śpiącej królewnie jest jedną z ważniejszych w Naszej kulturze. Bajka o dziewczynce która nie bierze udziału w tym co się wokół niej dzieje. Bierna czekająca sto lat na wybawienie dziewczyna to dość patriarchalny model. Bajka zaczyna się od opisu pary królewskiej, która długo nie mogła mieć dziecka, aż pewnego dnia królowej kąpiącej się w stawie ukazuje się żabka i wyrokuje iż ta za rok będzie miała dziecko. Jest to symboliczne gdyż żaba w wielu kulturach była opiekunką położnych. Kiedy rodzi się już mała księżniczka rodzice urządzają dla niej wielki bal zapraszając jednak tylko 12 wróżek a pomijając 13. Kolejny symbol 12 to liczba patriarchatu porządku zamkniętej struktury – 13 to przejście poza ten schemat to liczba bogini. 12 to liczba miesięcy słonecznych, 13 księżycowych, które są nieodłącznie związane z naszym cyklem miesiączkowym. Dlatego kobieta to noc, tajemnica i tu można by wyliczyć cykl opozycji binarnych: kobieta, instynkt - mężczyzna, rozum itd.
13 skojarzono z pechem gdyż była liczbą kojarzoną z kobiecością, kiedy to mądre kobiety palono na stosach, zaczęła się kojarzyć z czarami, rzucaniem uroków a w końcu z pechem. 






Więc wracając do naszej bajki zaproszenie 12 wróżek to narzucenie na księżniczkę systemu patriarchalnego męskich wyobrażeń i wymagań. Ich dary to bądź piękna miej urok bądź skromna, mądra – czyli bądź dobrą i grzeczna dziewczynką. 13 wróżka niesie w darze moc kobiecości. Nie została zaproszona gdyż w patriarchalnym systemie to, co kobiece nie stanowi wartości jest lekceważone. A nawet niechciane. Jej dar inicjacji, którą symbolizuje 15 rok życia i ukłucie wrzecionem staje się przekleństwem i zostaje złagodzony przez patriarchalną wróżkę tylko do snu. Według 13 wróżki dziewczynka ma umrzeć – co oznacza śmierć dziewczynki i narodziny nowej świadomej swej mocy kobiety. 12 wróżka pozbawia ją tego daru i usypia wole. Nie pozwoliła stać się kobietą kimś wyjątkowym, pozostawiła w roli grzecznej i miłej dziewczynki czekającej na księcia z bajki. Któremu będzie służyła nadal nieświadoma swej mocy. 13 wróżka niezależnie od tego czy ją zaproszono czy nie przyniosła by ten sam dar – świadomość kobiecości. 





Ukłucie wrzecionem to moment rytuału przejścia –kiedy to osobę postrzeganą społecznie w jednej roli, „uśmiercamy” poprzez odsunięcie od społeczeństwa i swojej dotychczasowej roli. Zostaje ona taka zawieszona pomiędzy i wreszcie w ostatnim etapie następuje jej powrót do społeczeństwa „odrodzenie” w nowej roli społecznej oraz nowym osobistym etapie życia. Tu bardzo ciekawa jest symbolika wrzeciona – symbolu życia tkania nici losu. To tak jak by wróżka mówiła staniesz się kobietą a los Twój spocznie w twoich rękach. ( przy okazji prządka to z reguły kobieta w tym zawodzie nie ma męskiego odpowiednika). O tym, iż prezent 13 wróżki jest darem nie przekleństwem może świadczyć, że wrzeciono to nie symbol śmierci, ale jest to kobiecy symbol ciągłości życia w kulturze megalitycznej. Tak, więc darem 13 wróżki jest dar świadomego tworzenia swojego życia. A przecież to oczywiste, że kobiety tworzą życie przecież je rodzą, ten dar rozwija się jeszcze o świadomość swej mocy i kreowanie również własnego życia. Dzięki cykliczności mamy świadomość życia, ale i śmierci wzajemnie po sobie następującej. W tym świetle widać jak wielką klątwę ta 12 wróżka  rzuca – nie będziesz ani dzieckiem ani kobietą będziesz w pół śnie i nie weźmiesz losu we własne ręce, – bo nie będziesz miała świadomości tego kim jesteś i czego pragniesz. Jest to element inicjacji kobiecej której sens się zatracił a element przemiany został zdegradowany i zdemonizowany. Myślę że znalazł by się i odpowiednik na męskiej ścieżce rozwoju.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Mityczne ścieżki poszukiwań. Ku mitoterapii








Słowo mit jest już dość mocno wyświechtanym słowem. Pokuszę się jednak o jego etą definicje. Definicje w nurcie pracy osobistej.
Od kiedy pojawiła się we mnie fascynacja mitami zaczęłam poszukiwać ich zastosowania do pracy ze sobą. I muszę przyznać, że trafiłam na bardzo mglisty temat. Niby pojawiła się rodzima Mitoterapia. Znalazłam też sporo o współczesnej mitologii ale generalnie dopiero pracę Sama Keneta ukazały praktyczne zastosowanie dla tego wielkiego zasobu kulturowego ludzkości. Stworzył on również arkusz do pracy z mitem osobistym, ale mnie to akurat nie przekonało. Postanowiłam wzorując się na pomyśle arkusza wykreować coś innego.
Zresztą bardziej ciągnęło mnie ku pracy z mitami w kontekście ich pierwotnego znaczenia, kiedy to tłumaczyły one ludziom świat, określały tożsamość, wyznaczały istotne momenty przemian. Im dalej w przeszłość tym lepiej i konkretniej określone są role mitu.
Z tego antropologiczno – psychologiczno- ezoterycznego zlepka powstało coś, co odwzorowuje to jak ja z mitami pracuję/definiuje.
W szeroko pojętym definiowaniu mity to skrypty życiowe. Scenariusze życiowe dla nas stworzone które staramy się świadomie czy też częściej nieświadomie realizować niejednokrotnie za wszelką cenę. Na razie pozostawiam kwestie skąd ten skrypt. Skupiając się na jego realizacji. 
Przykład: nasz skrypt mit zakłada że zawsze jestem ta 2, na 2 miejscu. I oto pasmo wydarzeń z mojego życia przebiega mi przed oczami ukazując potwierdzenie tek teorii. Czyżby los? A gdzież tam! Mamy taki a nie inny kryptogram umiemy go na pamięć i realizujemy. Próbujemy swoich sił, kiedy mamy ich najmniej, kiedy moment nam nie sprzyja, kiedy coś na dnie naszej duszy wie jak się to skończy. Przyciągamy jak magnes ludzi i miejsca pokazujące nam nasze 2 miejsce. I walczymy wciąż bezskutecznie o wybicie na pierwsza pozycje. Wewnętrznie jednak jak długo pozostajemy zgodni z naszym wewnętrznym mitem tak długo pierwsze miejsce będzie dla nas nie do osiągnięcia.
Pytanie skąd ten mit nadal wisi w powietrzu. 






Otóż źródła naszych mitów są różne, jak różne są techniki do pracy z nimi.
Jedne z mitów to mity zbiorowe, które dziedziczymy w naszym kodzie energetycznym. Są to poza świadome przekonania warunkujące nasze zachowanie, bardzo trudno je zidentyfikować i rozpracować na innej niż mityczna płaszczyźnie. Częściowo na tym poziomie pracuje się technikami konstelacji rodzinnych. Sam Hellinger powiedział kiedyś, że żyjemy w cieniu naszych przodków. Trafiając tym w samo sedno. Mroczna przeszłość, wojny, strach, głód, mamy nadal w sobie zakodowane. Wiele też w temacie czarownictwa  zostało kobietom do przerobienia obciążonym brzemieniem wspomnień przenoszonych w ciele, w kodzie energetycznym DNA lub po przodkiniach. 
Kolejne to mity rodzinne dziedziczone po bezpośrednich przodkach. Mity, jakimi nas karmią wraz z kaszką manną naszą pierwszą łyżeczką w wysokim krzesełku. Mity na temat życia, niezrealizowane historie rodziców na nas wy - projektowane. Mity sukcesu bądź porażki. Nie są to te historie, jakie dziedziczymy karmicznie, ale te które dziedziczymy jako przekonania rodzinne z nich w większości piszemy nasze mityczne role. Dalej idąc mity społeczne, w jakich przyszło Nam żyć. Ciasne ramy tego, co jest dobrze postrzegane. Jakie ciało, pozycja społeczna, ubiór, rola. Nasza mała persona, za jaką kuląc się staramy zmieścić cali.







My sami również jesteśmy aktywnymi kreatorami Naszych scenariuszy. Poprzez ślubowania, jakie sobie składamy po wchodzenie w energetykę mitu, jaki nas porwie.
Tu jest cienka granica między kulturowym a archetypowym. W różnych momentach naszego życia różne mity nas porywają. Różne postacie mityczne przejmują główną role. Jest etap bycia matką – Demeter, kiedy kochamy pochłania nas bez reszty archetyp Wenus. Itd.
Nasza osobowość nie jest monolitem składa się z kilku archetypów niejednokrotnie sprzecznych ze sobą, które postaciami archetypowymi nazwać można. Choć zwie je jeszcze subosobowościami. To nasz osobisty swoisty Olimp, różne aspekty nas samych zmieniające się jak w kalejdoskopie u szczytu stołu gdzie dostają swoje prawo do głosu.

Tak tym są dla mnie mity, staram się lawirować pomiędzy tymi poziomami i odnajdywać jako taką równowagę. Więcej o pracy z mitem osobistym niebawem.