środa, 5 lutego 2014

Zaglądając za podszewkę



Z pod jakiego jesteś znaku?






Świadomość własnego znaku zodiaku posiada w zasadzie każdy człowiek. Co naprawdę on dla nas znaczy? Niektórzy będą się nim posługiwać jak danymi personalnymi, wymieniać go przy okazji każdego spotkania. Inni nie wyjdą nigdy poza wiedzę, że rodząc się w danym miesiącu, mają przypisany do tego miesiąca znak barana, byka, bliźniąt itp. W ostatnich latach znacznie nasiliła się moda na ezoterykę, w tym i na sztuki mantyczne.
Rynek zalała fala książek, czasopism. Nie ma w zasadzie czasopisma, które nie miałoby strony poświęconej astrologii. Obecnie nawet w programie telewizyjnym dołączany jest kącik horoskopów. Również w radiu emituje się programy z prognozami astrologicznymi na najbliższy tydzień. A w przerwie pomiędzy reklamami pasty do zębów, i kolejnego proszku do prania pojawia się pani informująca nas o możliwościach poprawy naszego losu i chęci odpowiedzi na nurtujące nas pytania, wystarczy tylko zadzwonić na podany numer.
   Wszystko to dzieje się w kraju, w którym do czytania horoskopów nie przyznaje się nikt. Ogólnie wiadomo, że horoskopy się czyta - wiele gazet ma kącik astrologiczny, bo z ich badań rynku wnika, że od przejrzenia własnego horoskopu wiele osób rozpoczyna lekturę ich pisma. Według sondaży CBOS -U ponad połowa Polaków czyta horoskopy gazetowe.
Czytamy, ale tak by nikt nie widział. To jak z polskimi tele - nowelami oglądalność rośnie, ale ich też nikt nie ogląda. Fenomen społeczny 50 procent Polaków czyta - ale to ogółem a pojedynczy Kowalski? O co to, to nie!.
Dlaczego nie? Bo to by znaczyło, że wierzy, że zabobonny jest. A przecież to bajki dla naiwnych. Tych, co im się nie udało. A przecież Nasz kowalski naiwny nie jest. Radzić się już innych nie musi. Bo radzi sobie sam. Nie czytanie horoskopów świadczy jakoby o wyższej inteligencji,  panowaniu nad własnym życiem. Generalnie nie należy do dobrego tonu i basta!
 Horoskopy są dla ciemnoty a naród ciemny nie jest.
I słusznie, bo czymże jest horoskop gazetowy? Zlepkiem zdań o wielkim prawdopodobieństwie. Prosty przepis na spełniający się horoskop  - Umieszczamy coś o lepszej i gorszej kondycji fizycznej czy emocjonalnej. Dodajemy lekkie zamieszanie w relacjach - wielce prawdopodobne, że się zdarzy. Jakąś niespodziewaną wiadomość -  w końcu czegoś zawsze się dowiadujemy. Przyprawiamy Szansą na zabłyśnięcie w pracy a nuż się uda? I koniecznie - dla samotnych okazja na intrygującą znajomość. Ryzykowne, ale poprawia humor. Taka mieszanina powstaje na biurku tego z dziennikarzy, który najczęściej do pracy się spóźniał. Albo z innych względów podpadł szefowi. 



Wyjątek stanowią tu horoskopy przygotowywane przez astrologów na prośbę czasopisma. Wtedy to mamy do czynienia z opisem układu planet dla danego znaku zodiaku wraz z tendencjami, jakie układy te mogą powodować. Zauważalna jest różnica – już nie jest to fatalistyczna wróżba – ( procentowo udowodniono wielokrotnie, że złe wróżby lepiej się spełniają na zasadzie samo spełniającej się wyroczni). Już nie są to konkretne zdarzenia najczęściej się realizujące w codziennym życiu. Opisy przygotowane przez astrologów to nie gotowy scenariusz a jednie tło, – na którym rozegrają są nasze własne scenariusze tłem są stany emocjonalne, napięcia, obniżki bądź zwyżki formy. Tło to powstaje dzięki wędrówce planet po nieboskłonie. Jednak czy to działa? Czy się sprawdza horoskop dla znaku zodiaku a nie przygotowany na indywidualne zamówienie? Ba czy ten wydruk szykowny – pełen tajemniczych symboli - zrobiony dla konkretnej osoby działa? Aha – zapędzam się na grząski grunt. Ta podszewka ma drugie dno. Szlak wiedzie od czytelników gazetowych przepowiedni, poprzez klientele wszelakich wróżek, aż do biurka astrologa. Zdziwicie się nie jest to miejsce gdzie siedzi czarny kot, (choć kot niewykluczony u jego miłośników) obok szklanej kuli. Blat nie jest zasypany stosami wymalowanych symboli mistycznych. A rozmowa nie przebiega przy blasku świec. O dziwo biurko to nie różni się wiele od biurka owego dziennikarza, co to za kolejne spóźnienie zlepia pieczołowicie kolejny horoskop na najbliższy tydzień. Znajduje się na nim laptop, bądź komputer, tyle. Pomijając szczegóły takiego spotkania - wracam do pytania, które zadaje sobie każdy, kto choć raz spojrzał w horoskop. Kto rozpoczyna czytanie prasy od wróżby – czy astrologia działa? Czy znak zodiaku, pod jakim się rodzę determinuje moje życie, moje przyszłe losy? Czy określa momenty rozpoczęcia nowej pracy, związku, kłótni z teściową? Hola hola wracamy na grunt pewniejszy – astrologii gazetowej – mówiącej o tym by uważać na słowa w rozmowie z koleżanką, nie pożyczaniu parasola sąsiadce, możliwej udanej imprezie i wszystkim tym, co podpowiada fantazja dziennikarska. Czy to się sprawdza? Hmm zamieniła bym to pytanie w mnie osobiście bardziej interesujące –  co z tymi 50 procentami, które Nam się ostają? Jak tłumaczymy tak duże zainteresowanie przepowiedniami gazetowymi? Na pomoc przychodzi myślenie magiczne - Nomen - omen, co jak się sprawdzi? Przeczytać nie zaszkodzi w końcu nikt o tym wiedzieć nie musi. A co głębiej? Niezmiennym pozostaje ciekawość tego, co będzie. Tego, co niesie nieznane jutro. Poszukiwanie kierunku, rady, wsparcia. Prognozujemy kursy walut, pogodę, rozwój gospodarki czy ekonomii, badając geny dziecka przewidujemy jego przyszłe problemy zdrowotne oraz predyspozycje. Prognozować pragniemy również nasz los. 



Myśl ludzka od najdawniejszych czasów stawała wobec wielkiej niewiadomej, jaką stanowiły dla człowieka jego przyszłe losy. Od zawsze starano się interpretować znaki, jakie człowiekowi mogą zsyłać bogowie. W czasach, kiedy człowiek nie wykształcił jeszcze sposobów poznawania przyszłości, za wróżebne uznawano szczególnie te znaki, które pojawiały się na niebie. Mogły to być komety, zaćmienia słońca, meteory, burze o niezwykłych wyładowaniach atmosferycznych i inne niecodzienne zjawiska. „Tylko patrząc spokojnie w przyszłość, można cieszyć się teraźniejszością, można być szczęśliwym z ciężkim dziś, ale nie z groźnym jutrem.” [1] Groźnym - czyli nie poznanym. Wiadomo to, co znane, oswojone lepsze od nieznanego obcego niewiadomego. Dalej wyliczając przepowiednie czytamy ku pokrzepieniu – a nuż wreszcie los się odwróci – wreszcie sprawi, że będę szczęśliwa/y. A los jak to los - Bogini losu Temida opaskę nosi – nie, dlatego że ślepa – ale dlatego by patrzeć do środka nie kierować się emocjami subiektywnymi wyborami ale prawem i porządkiem jakiemu los podlega. Cóż przekuwa się to na nasze swojskie - Jak sobie pościelisz tak się wyśpisz. Tu znów wchodzę i utykam w gąszczu pojęć; wolnej woli, determinanty losowej, karmy, darmy. A miało być tak prosto. Tymczasem wciąż się osmykam w głębsze znaczenia.  Wątek chce zmierzać w kilka kierunków na raz. A lista pytań w szybkim tempie się pisze. Jednocześnie nie ma prostych i jasnych odpowiedzi na owe pytania. Nie ma gotowych recept, tak jak nie ma jednej rzeczywistości. To, co dla jednego będzie wartościowe, dla innego będzie czczym gadaniem. Definicja? Każda rzecz ma wiele definicji niektóre wzajemnie się wykluczają. A rzecz to materia, coś by się wydawało uchwytnego, prostego w opisie. Ale spytaj dwóch różnych osób, co widzą a zdziwisz się jak różne są ich percepcje. A co dopiero mówić, kiedy wchodzimy na kolejny poziom dotkamy teorii, duchowości, filozofii. Tu niczym z pra - oceanu wynurzają się, nabierają na chwilę formy i znikają ponownie kolejne definicje. Ulotne jak to, co opisują. 



Więc?
Nie mnie osądzać. Ja Wybieram własny szlak – odrzucam gotowe recepty, wciąż wędruje w poszukiwaniu głębszych znaczeń. Nie znam jeszcze odpowiedzi na wszystkie pytania, ale wciąż ich poszukuje. Czy astrologia działa? Pytacie mnie? Nie da się udzielić uzasadnionej odpowiedzi na to pytanie bez wprowadzenia, choć by w tematykę czym astrologia jest. Bo na pewno nie jest jednostronną rubryką na stronie kolorowego czasopisma.
O jej wartości nie stanowią kolorowe znaki zodiaku przyciągające oko. Ani zgrabne opisy przy nich umieszczone. Skąd wiem jak wgląda takowa rubryka? Do której czytania nikt się nie przyznaje a wygląda na to, że czytuje ją połowa polskiego społeczeństwa?
 Więc ja publicznie się przyznaję - czytam horoskopy - jak mam okazję. Bo są zabawne, poprawiają mi nastrój.  Ba – idąc dalej w tym wyznaniu sama Horoskopy układam - nigdy za karę – ale jako astrolog. Nie takie gazetowe – takie indywidualne – stworzone na podstawie godziny i daty urodzenia. Jest wiele definicji tego, czym astrologia jest. Wiele uzasadnień, dlaczego działa oraz jak. Dla mnie jest to piękny spójny system symboliczny. Ukazujący pewną cykliczność ludzkiego losu. To gra znaczeń i mitów poukrywanych w  kosmografie ( układ planet wyznaczony na datę i godzinę urodzenia osoby). To wyzwanie do wiecznego poszukiwania poznawania zgłębiania. 


Prawd jest wiele każdy ma własną nie pokuszę się o ogólnikowe definiowanie i odpowiedź jedną dobrą dla wszystkich.
Mogę za to zrobić coś innego – odmityzować Astrologię, co też niniejszym czynię.
Wiemy już, że astrolog to nie mityczne zwierzę, co to w powłóczystej szacie na szczycie szklanej góry mieszka i z gwiazd wróży. Ja osobiście nie gustuje również w okultystycznej biżuterii ani wyszukanych fryzurach. Astrologia to dziedzina, która wiele poświęcenia wymaga, lata całe na czytanie i poznawanie. Większość astrologów to osoby wykształcone. Inteligentne. A kto korzysta z usług tak wykształconego doradcy ano drugi wykształcony człowiek. Tu moje doświadczenie i statystyki mówią jednym głosem – większa część osób czytających horoskopy bądź korzystająca z usług astrologa to osoby z wyższym wykształceniem. 
Więc to nie ciemny naród o przyszłość dopytuje. A astrologia gazetowa okazuje się tylko czubkiem ukrytej pod powierzchnią góry lodowej – stanowiącej symboliczne odwzorowanie tego, czym jest dywinacja (czyli sztuka wróżebna) jaka jest i jaka była jej rola.
A drugie dno? Jest jak zawsze. Tylko skrywa się pomiędzy tym co nazwane a tym co odczuwane. Tym, co można napisać a Tym co doświadczyć trzeba na własnej skórze.
Tym, co nasi przodkowie mądrze magią zwali – wywodząc ją od bogów. Nie wiadomo, dlaczego działa, ale działa i to jest najważniejsze.

Ania





[1] Bańko H., 1977, Przeciw szokowi przyszłości, Katowice, s. 108.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz